[Cmentarz. Noc. Sceneria rodem z horroru klasy B. Rzędy wiekowych nagrobków, gdzieniegdzie jakiś posąg, tudzież krypta. W powietrzu unosi się lekka mgiełka, a księżyc rzuca niezdrowe zielonkawe światło. Co jakiś czas słychać pohukiwanie sowy. Nagle rozbrzmiewa <O fortuna> i z lewej strony sceny wkraczają Konstant Drachenfels i Wilhelm.]
[Wilhelm] [rozglądając się] To miejsce mi coś przypomina.
[Konstant Drachenfels] No wygląda trochę jak spiżarka w Zamku… tylko mniejsze.
[Wilhelm] [przytakując] Dużo mniejsze, ale zapach podobny.
[Konstant Drachenfels] [chłodno] Dobrze, stoimy tu już piętnaście sekund, czemu nas jeszcze nie zaatakowano?
[Wilhelm] Prawdopodobnie Nurgle dostaje najpierw szansę zgładzenia nas przeziębieniem.
[Wielki Czarnoksiężnik ziewa, następnie sprawdza rękawem stan czystości jednego nagrobka i siada na nim. W pewnym momencie jego wzrok przykuwa dosyć duży posąg przedstawiający anioła z mieczem w dłoni. Po kilku chwilach, kamienna figura zaczyna płakać krwią.]
[Konstant Drachenfels] [beznamiętnie w kierunku posągu] Tandeta.
[Posąg rozsypuje się w proch.]
[Wilhelm] Uraził pan jego uczucia.
[Konstant Drachenfels] Uraziłem jego egzystencję czarem <rozproszenie magii>.
[Nagle z pobliskiej krypty, daje się słyszeć nieludzki charkot. Chwilę później z ciemności portalu wiodącego w podziemia wyzierają na przybyszów złowrogie, czerwone oczy.]
[Wilhelm] [udając przerażenie] Och nie! Cóż to?!
[Konstant Drachenfels] [chłodno] Ghoul.
[Wilhelm] [zawiedziony] No myślałem, że będziemy udawać…
[Konstant Drachenfels] Przed kim? Przed ghoulem? On jest bardziej bezmózgi od ciebie… Patrz.
[Z ciemności krypty wyłania się, faktycznie, postać ghoula o olbrzymich szponach. Stwór przygarbiony, patrzy spode łba śliniąc się. Nagle Drachenfels unosi się i staje obok nagrobka.]
[Konstant Drachenfels] [do ghoula z przymilnym uśmiechem] Cześć!
[Teodor] Hy? [po chwili] Raghablatakath…
[Konstant Drachenfels] Raghablatakath tobie i twojej rodzinie też. Fajnie, że jesteś, bo ktoś o ciebie pytał.
[Teodor] [zdezorientowany] Hy?
[Konstant Drachenfels] Tak, tak, podejdź no tutaj.
[Ghoul niepewnie podchodzi do Drachenfelsa.]
[Teodor] [z pytającym wzrokiem w kierunku Czarnoksiężnika] Hy?
[Nagle z nagrobka, na którym przed chwilą siedział Drachenfels dochodzi… pukanie. Ghoul odskakuje o krok.]
[Konstant Drachenfels] [zachęcająco] No otwórz, to do ciebie.
[Teodor] Hy?
[Stwór podchodzi powoli i ostrożnie do nagrobka. Rusza go palcem, na co pukanie się ponawia.]
[Teodor] Hy, Ktso tsam?
[Ponownie pukanie. Ghoul postanawia w końcu odsunąć nieco płytę nagrobka. Gdy to czyni, podobnie jak to ma miejsce w kreskówkach, trumna niczym na sprężynie staje pionowo, wiekiem ustawiona w kierunku Teodora. Pukanie z wnętrza trumny ponawia się. Ghoul otwiera wieko i znajduje w środku sporych rozmiarów, przerażającego, różowego, pluszowego misia.]
[Troskliwy Miś] [przyjaźnie do Ghoula] Bawić!
[Teodor] [przerażony] Łaaaaa!!!
[Ghoul zaczyna uciekać, a miś rusza za nim w pościg. Obaj wkrótce opuszczają rejon cmentarza, a z oddali słychać stłumione, przerażone wrzaski ożywieńca.]
[Wilhelm] [przyglądając się całej scence z założonymi rękoma] Taaaaak. Muszę pamiętać, żeby skreślić z katalogu rzeczy niemożliwych do zrobienia: przestraszenie ghoula na cmentarzu.
[Nagle przy wejściu do krypty, z której uprzednio wyłonił się ghoul, pojawia się człowiek, o bardzo zniszczonej cerze, w szatach maga, z dużym, spiczastym, przyozdobionym małą trupią czaszką kapeluszu na głowie.]
[Konrad] [sztucznie obniżonym głosem] Ha! Drżyjcie śmiertelnicy, albowiem…
[W tym momencie Konstant Drachenfels i Wilhelm jednocześnie obracają się, szukając za sobą śmiertelników, którzy podstępnie zaszli ich od tyłu.]
[Wilhelm] [parodiując jego głos] Albowiem jestem chłopcem z trądzikiem, któremu rodzice kupili śmieszny kapelusz!
[Konrad] Jak śmiesz?!
[Konstant Drachenfels] Stary, słuchaj, ty ściągasz pioruny za pomocą tego kapelusza? Czy może twój kumpel ogr gra tobą w rzutki?
[Konrad] [niepewnie poprawiając kapelusz] Co chcecie od mojego…
[Wilhelm] Nic, nic, ale wyglądasz jak zboczony alfons fetyszysta w wiosce krasnoludków opanowaną przez czar o nazwie <bezguście>…
[Konstant Drachenfels] Mieszkający w jakiejś wsi pod Łomżą.
[Konrad] [ze łzami w oczach] Mam fajny kapelusz!
[Wilhelm] Babcia ci go wydziergała, a mama kazała nosić.
[Konstant Drachenfels] Czekaj, czekaj, mam pomysł.
[Czarnoksiężnik pstryka palcami i czaszka na kapeluszu nekromanty zamienia się w dużą, żółtą, uśmiechniętą buzię.]
[Konstant Drachenfels] Zdecydowanie lepiej, co nie?
[Wilhelm] [tarzając się ze śmiechu] Teraz wygląda jak jedenastolatek!
[Konrad] [bliski płaczu] Dosyć! Ja wam pokażę! Nie będzie mną jakiś złodziejaszek i uczeń czarodzieja pomiatał!
[Wilhelm pada po raz kolejny w konwulsjach śmiechu.]
[Konrad] Powstańcie moje upiory nocy!
[Nekromanta unosi ręce ku górze, mamrocze inkantację, po czym umarli zaczynają powstawać z grobów.]
[Konstant Drachenfels] [klaszcząc w dłonie] Spać.
[Nieumarli powracają do swych grobów.]
[Konrad] Ej! Nie fair!
[Nekromanta ponownie inkantuje i nieumarli ponownie powstają, ale Drachenfels tym razem czyni to samo.]
[Konrad] [sfrustrowany, piskliwym głosem] Przestań no!
[Wilhelm] [z ziemi] Bo powiem mamie!
[Sytuacja powtarza się klikakrotnie, aż w końcu Konrad, wypowiada zaklęcie, które jednak nie skutkuje. Nekromanta ponawia próbę, ale nic z tego.]
[Wilhelm] [przez łzy śmiechu] Zatwardzenie?
[Konstant Drachenfels] Brak mana.
[Wilhelm] O, szkoda.
[Konstant Drachenfels] [chłodno] Dobra, zużył się, nic tu po nas.
[Wilhelm] Ta.
[Czarnoksiężnik i sługa, schodzą ze sceny.]
[Konrad] [zaskoczony] Ej, gdzie wy idziecie! Tak nie wolno!
[I rusza za nimi, ale wpada przez przypadek do otwartego grobu, z którego wydobył się przerażający niedźwiadek.]
[Konrad] [spod ziemi] Ał.
[Kurtyna opada.]
autor: Aradesh