Mamy niezmierną przyjemność przekazać wam obszerne, autorskie opracowanie przygotowane przez Mirka Kuśnierza na temat ludzkiej rasy w Starym Świecie. Fanowski tekst, obejmuje swym zakresem zarówno historię ludzi jak i kulturę, politykę oraz geografię ziem zamieszkałych przez tą rasę. Ogromne opracowanie, za które serdecznie dziękujemy Mirkowi, opublikowane zostanie w 2 odsłonach. Już za tydzień 2 część. Zapraszamy do lektury!
Zwiedziłem wiele krain zamieszkałych przez ludzi i jedno muszę przyznać – żadne państwo ani kraina, zamieszkała przez ludzi Starego Świata, czy nawet niezbyt odległa od nas, gorąca Arabia, nie równa się swą ludnością, potęgą i wielkością Imperialnemu Katajowi. Mimo że widziałem zaledwie kilka wielkich miast, wędrowałem wśród licznych wsi, solidnymi kamiennymi traktami je łączącymi. Z łaski mego gospodarza dane mi było obejrzeć Wielki Bastion, strzegący północnej granicy tego wspaniałego królestwa.
Gościłem tam ponad rok i dane mi było dostrzec wiele rzeczy i spraw, o których tutaj w Imperium Sigmara niejednemu z was się nawet nie śni. Parę miesięcy gościłem w Weijin, stolicy tego olbrzymiego państwa. Wszystko co mnie spotkało zawdzięczam życzliwości tego, który rządzi Katajem, kierując swym państwem ze Smoczego Tronu. Z jego rozkazu na budowę nowych wałów przeciwpowodziowych zebrano sto tysięcy robotników. Zaprawdę wątpię, aby tutaj w kraju Sigmara znalazł się ktoś, kto byłby w stanie zgromadzić tylu ludzi, do prac przy umacnianiu czy budowie nowych wałów. Wątpię zresztą, czy nasz Imperator Karl Franz byłby w stanie opłacić tak monumentalne przedsięwzięcie, nie mówiąc o oderwaniu chłopów od ziemi. Tam, gdzie byłem, wola władcy była święta. Niedługo później dane mi było ujrzeć wielkie roboty ziemne, gdyż jako gość wraz z dworem udałem się je obejrzeć. Olbrzymia armia robotników pracowała w pocie czoła w zamian otrzymując przydział ryżu oraz zielonych liści herbaty, wszystko to wydawane przez urzędników z zapasów Smoczego Imperatora. W nagrodę pod koniec miesięcznej pracy każdy z robotników otrzymywał obiecaną żelazną monetę z otworem w środku, o wartości podobno odpowiadającej naszej złotej koronie. Wraz z dworem Smoczego Króla wyruszyłem na przegląd wojsk wyprawiających się na wschód, w celu oczyszczenia gór z gromadzących się tam ogrów. Królestwa Ogrów są znacznie oddalone od Imperialnego Kataju. Dotąd duże bandy tych potworów były rzadkością. Tym razem jednak zebrało się ich bardzo wiele. Z rozkazu mojego gospodarza w niecałe trzy dni pod murami stolicy zgromadziła się armia, licząca niemal pięćdziesiąt tysięcy żołnierzy, należących zarówno do zastępów konnych, jak i jeszcze liczniejszej piechoty z przedziwnymi maszynami bojowymi, kilkunastoma tygrysimi działami, a także oddziały żołnierzy uzbrojonych w barwne rakiety. Kolejnego dnia rankiem wojownicy wyruszyli w drogę ku zagrożonym rejonom państwa, każdy regiment piechoty, każda chorągiew przemaszerowała przed pałacem Smoczego Imperatora. Nie wiem jak wy, ale ja śmiem wątpić, aby nasz Imperator był zdolny zgromadzić, w podobnie krótkim czasie równie wielką armią, do tego złożoną wyłącznie z własnych poddanych. U nas zawsze było pełno zwad i kłótni – czy to na dworach, czy nawet w obozach wojskowych. Tam zaś odbywało się to w ustalonym od wieków porządku. Od jednego z poznanych dworzan, wysokiego urzędnika Chan-Li usłyszałem, że to, co widziałem, jest zaledwie marną częścią olbrzymiej armii Kataju, podobno ledwie marną jego częścią. Chodzą słuchy, że broni go milion żołnierzy, a znaczna ich część stacjonuje w Wielkim Bastionie, pilnując aby żaden barbarzyński Hung, czczący Mroczne Potęgi, nie przełamał potężnego niegdyś muru. Zaprawdę dziękuję Sigmarowi, że nasze Imperium nie jest samo w swej nieustającej walce z Chaosem, lecz także w odległym Kataju może widzieć nie wroga, lecz sojusznika.
Werner von Grunwald, podróżnik
Powszechne wyobrażenie
Drogi sąsiedziem, jam tom nigdzie nie był poza podgrodziem zamku naszego pana i jednom muszem przyznoć – Jesteśmy sami, a oprócz nas nie ma żadnych innych ludzi. Między bajdy wrzucić muszem bajania wędrownych grajków, jakoby istniało królestwom Bretoniom zwanem i było rządzonem przez króla z wsi zbudowanej z cegieł i kamieni. Skorom nie widział nic, prócz dużej ilości domostw pod zamkiem to znaczy, żem to com słyszał w karczmie o wielkim świeciem jest bajdom. Tak drogim kumie, możem liczyć wyłączniem na siebie oraz na naszego pana, gdym tem ruszy siem z zamku.
Henryk z Viereville, łowca z Artois
Chłopcze, znowu pytasz mnie o rzeczy, na które nawet mi, uczonemu w piśmie, trudno znaleźć odpowiedź. Tym razem postaram się udzielić ci odpowiedzi na pytanie o to, jak liczną ludność ma nasze piękne Imperium. Przeglądałem liczne spisy, rozmawiałem z wieloma kapłanami i możnymi. Z tych rozmów mogę wywnioskować, że nasz wspaniały i wielki kraj zamieszkuje około dwudziestu milionów obywateli, zaledwie setna ich część należy do stanu szlacheckiego, w którym przyszliśmy na świat, kolejne dwieście tysięcy dusz znalazło swe powołanie w duchowieństwie, żyją przewodząc ludowi Sigmara, posługując w świątyniach bądź prowadząc żywot wędrownych kaznodziei, bądź też zamkniętych w klasztorach mnichów. Widzę, że nadal jesteś żądny informacji i postaram się powiedzieć, co tylko wiem, a więc nie opowiadałem jeszcze o naszej wspaniałej armii, oddziały z miast, elektorskie i możnych, czy też inne wojska stałe liczą około dwustu tysięcy żołnierzy, głównie pieszych, wspieranych przez nieliczną konnicę, liczącą dwadzieścia tysięcy jeźdźców. Na morzu służy zaledwie garstka poddanych Imperatora, ale nie posiadamy wielkiej floty, tak jak królestwo Bretonii, czy mieszkańcy niegdyś naszego Westerlandu, zwanego obecnie Jałową Krainą. Z nieludzi podobno najwięcej jest u nas niziołków, słyszałem, iż może ich być nieco poniżej pół miliona, wielu z nich mieszka w Krainie Zgromadzenia, około stu tysięcy mieszka w naszych miastach, żyjąc głównie z gastronomii i szwindlu. Zaraz po nich są nasi najbliżsi sprzymierzeńcy, krasnoludy, które opuściły swe górskie królestwa i zamieszkały wśród nas. Jeśli mogę być pewny, szacuję ich liczbę na nieco powyżej stu tysięcy, choć może być ich nawet dwu lub trzykrotnie więcej – krasnoludy bacznie strzegą swoich sekretów. Większość z nich żyje w miastach oraz w miasteczkach, a także, co nie powinno dziwić, w przykopalnianych osiedlach. Co więcej, połowa z nich wszystkich zamieszkuje w moim ojczystym Reiklandzie. Co do leśnych elfów i gnomów niczego nie jestem pewny. Żaden z obu wymienionych ludów nie płaci podatków Imperatorowi, przez co bardzo trudno jest oszacować liczebność ich populacji. Najwięcej leśnych elfów żyje w Lesie Laurelorn, choć ich osiedla zapewne znajdują się w każdym wielkim lesie naszego kraju. Gnomy żyły niegdyś na Lustrzanym Pustkowiu, ale podobno ich osady zostały zniszczone przez krwiożercze bestie. Oczywiście w naszym kraju żyją liczne inne stworzenia, ale trudno ocenić ich liczbę, bestie, gobliny, orki czy podstępni cyganie są niepoliczalni, choć bez wątpienia jest ich wielokrotnie mniej od prawowitych potomków Sigmara oraz dwunastu wodzów założycieli.
Albrecht von Zweiburg, do swego podopiecznego Wernera
Uczonym okiem
Wiele razy opłynęłam znany nam świat i wiele zobaczyłam. Muszę przyznać z dość mieszanym uczuciem, że ludzkość zdominowała naszą planetę. Od ludnych krain Indu i Kataju, poprzez duże nadbrzeżne miasta arabskich kalifatów, wreszcie abym nie pominęła Starego Świata, zaludnionego przez różnorodne ludzkie narody. Tak dalece ludzie zdominowali swoją mnogością inne rasy, że tylko skaveny oraz gobliny mogą się z nimi równać pod tym względem. Marnym pocieszeniem jest to, że większość ludzi jest nam przyjazna, z takich czy innych powodów. Gdyby nie handel oraz nasza magia kto wie, czy nie próbowaliby i nas podbić? Ale nie, nie zrobią tego, gdyż tak nam, jak większości cywilizowanych krain, zagraża widmo wojny z tymi, którzy oddali się Chaosowi. Ludzkie plemiona Hungów, Kurgan, a także Norsmeni czczą Chaos ponad pokój i handel, cenią mord i zniszczenie. Na szczęście dla nas, większość ludzi jest normalna, jednak nawet wśród nich zdarzają się zdrajcy własnej rasy.
Iowinga Arista, kupiec morskich elfów
Ludzie z Imperium są naszymi najwierniejszymi sojusznikami. To dzięki nim wiele wieków temu nasze królestwo przetrwało najazd zielonoskórych. Nadal walczą z naszymi wspólnymi wrogami takimi jak goblinoidy czy skaveny, które oni sami zwą szczurakami. Wśród nich jest wielu dzielnych żołnierzy i czarodziejów – stanowią dla nas nieocenione wsparcie w naszej niekończącej się wojnie. Jednak nawet wśród tak potężnego narodu, który niegdyś wydał na świat niebiańskiego Sigmara, spadły zepsute ziarna, zatruwając umysły części z poddanych Imperatora. Niestety zdrada kwitnie wśród nich w najlepsze i powoduje moje obawy. Coraz więcej ludzi oddaje cześć mrocznym bóstwom, zaś gdzieniegdzie słyszałem głosy namawiające ludzi do wypędzenia krasnoludów z ludzkich miast. Te głosy bez wątpienia nie należą do tych przyjaznych nam ludzi, lecz do tych, których dotknęła skaza Chaosu. Obawiam się, że wielu ludzi jest gotowych pójść za tymi głosami, chcąc pozbyć się naszego sąsiedztwa, chociażby ze względu na konkurencję ze strony naszych rzemieślników.
Hargrim Siwobrody, kupiec krasnoludzki z Middenheim
Gdyby nie ludzie, nasz lud mógłby sobie nie poradzić wśród tylu zagrożeń, jakie czają się na nas w otaczającym świecie. Kraina Zgromadzenia jest stosunkowo bezpieczna, otoczona przez krainy ludzi z Averlandu i Stirlandu, tylko czasem ze wschodu udaje się wtargnąć na nasze ziemie żywym trupom, okazyjnie zaś goblińskim jeźdźcom. Na szczęście nie są to przypadki częste, na Esmeraldę, ludzie Sigmara bacznie chronią swoich mniejszych braci. I choć wątpię, aby robili to ze szczerej sympatii, wszakże niektórzy nie przepadają za moim ludem, to muszę przyznać, że całkiem skutecznie chronią granicy przed orkami, goblinami i innym pomiotem. Dopóty będzie istniało Imperium ludzi, dopóty będzie istniał nasz lud czerpiąc zyski i łożąc do wspólnej szkatuły Imperatora.
Starszy Hisme, imperialny elektor
Okiem wrogów
Ludzkie bydło zawsze było w cenie tutaj w naszej mroźnej ojczyźnie, czy to jako tanie, ale jakże łatwo dające się zastąpić mięso armatnie, co mogę powiedzieć o barbarzyńskich Hungach, czy jako dary na ołtarzach Khaina. Niewinne i bezbronne ofiary porywane corocznie z dalekich krain, które oni nazywają Albionem, królestwem Bretonii, Jałową Krainą, Estalijskimi królestwami, czy nawet z bardziej cywilizowanej części Norski. Ludzie są jak trzoda, polowanie na nich niczym się nie różni od polowania na wielkie dziki czy inne bestie. Zatem zapamiętajcie moje słowa, traktujcie ich jak bydło, bowiem tak można nazwać tę szarą masę niewolników, żyjących na wybrzeżu i w głębinie lądów. Chwytać w kajdany wszystkich, a tych którzy stawiają opór mordować okrutnie, aby dać przykład reszcie, iż są nic nie wartą papką łajna.
Fulgrin Mroczne Serce, przed atakiem na miasto Pecheurville
Udzie som dobrem, my jeść udziem, udziem próbować uciekać, ale my mieć dobrom zabawem z łapać ludziem. Wielum my słapać i wziąś na później. Ludziem som słabem, my uciekać z nymi w górę, targoć z sobom kupem białego mięsa. Grasha wziął sobiem małem udź, Grasha walczył z wodom tryskajocom z łba udziem o długich odrostach, Grasha musiał strzelić biczem by zdobyć mały udź. Gdy Grasha siem walczył o udź, wpadły na nas te białem mięso i białem mięso na czteronożnych mięsiwach. Zabralim nom białem mięsom i popędzilim nas w gory.
Grasha, po nieudanym odwrocie z Ostermarku
Kiedyśśś wszyscy, wszyscy będziecie naszymi sługami, sługami. Tak ludziki, a ty co się tak gapiszsz? A masz łysa pokrako. Nędzne ludziki tylko biczem ich ssmagać, marne robaki. Dalej ruszszać sssię, nowy korytarz mma być gotów, mma być gotów. Dalej ruszać sięł, jeśli tunel nie będzie gotów ssam obedrem wass ze ssskór bezwłose kundle. To my rządzim światem, a nie wy przeklęte człeczyny.
Squirt, skaveński inżynier z klanu Skryre
Staroświatowcy są słabi i podatni na liczne pokusy. Jakże często, gdy prowadziłem swój oddział w głąb ich podobno potężnego państwa, widziałem strach w ich oczach, gdy moja banda ruszała w ich stronę. Wyżynało się ich niemal tak samo jak orków czy dzikie zwierzęta. Bowiem tylko głupcy mogą oddawać hołd bogom, których nie ma. Istnieją tylko Mroczni Bogowie, reszta to wymysł tych słabych południowców, którzy chcą żyć wolni od trosk i znoju. Ale my zaniesiemy im prawdę na naszych przesiąkniętych od krwi mieczach. Wcześniej czy później rzucimy Stary Świat na kolana. Spośród wszystkich południowców godnymi walki okazali się być wyłącznie Kislevczycy, od najmniejszego uczeni jak walczyć, kobiety broniące swych osiedli lepiej niż niejeden osobnik z Imperium nazywający siebie mężczyzną. Tak, to była piękna rzeź, po dobrej walce, Kislevskie osady płonęły, a trup ścielił się gęsto. Taki sam los spotkał wszystkich, którzy stali na mojej drodze, osady Ostlandzkie i Hochlandzkie. Mord dla czystej przyjemności zabijania to coś pięknego.
Gerjones Słodkooki, Wybraniec Slaanesha
Historia ludzkości
Nawet najmądrzejszy wśród biegłych w piśmie może mieć problemy z wyjaśnieniem tego, skąd wzięli się ludzie oraz kiedy przybyli na tereny, na których żyją w czasach obecnych. Źródła pisane posiadane przez ludzi pochodzą z czasów Sigmara i nam bliższych. Równie wiekowe zapiski zachowały się także w pradawnych bibliotekach Arabii oraz w Tilei. Mieszkańcy Albionu, Bretończycy, Estalijczycy, Kislevczycy oraz Norsmeni przywiązywali wpierw dużą wagę do słowa mówionego, dopiero potem sporządzili kroniki, bądź jak ci ostatni zapisali to i owo za pomocą tajemniczego pisma runicznego. Wiele legend, będących narodowymi eposami o wędrówce, zaginęło w pomroce dziejów, inne wraz z czasem uległy zmianom. Bardzo niewiele można się z nich dowiedzieć. Zapewne nie przybyli do Starego Świata z południa, lecz albo zrobili to na długo przed powstaniem potężnej Nekekhary, albo po tym gdy potężny Nagash został unieszkodliwiony przez żądne zemsty skaveny. Inną możliwością jest przyjęcie, że przybyli tutaj z południa Mrocznych Ziem. Być może było więcej miejsc pochodzenia ludzkości. Mieszkańcy Indu, Kataju oraz Nipponu być może pochodzą z innych obszarów, nie wspominając o tajemniczych Amazonkach, Pigmejach czy też Czarnoskórych mieszkańcach Południowych Ziem. Prawie nic nie jest pewne, choć jeżeli weźmiemy pod uwagę tajemniczych Pradawnych, niemal wszystko stanie się możliwe. Ludy Chaosu niemal na pewno mają te same korzenie co Kislevczycy, zaś Norsmeni długi czas żyli jako sąsiedzi Teutogenów i w ostateczności zostali przepędzeni przez poddanych Imperatora, dalej na północ. Po pewnym czasie dotarli do Norski i ulegli w znacznej części skazie Chaosu. Oczywiście nikt normalny nie powie przy Gospodarach czy Ungołach, że mają coś wspólnego z Dolganami czy innymi wyznawcami Chaosu, bowiem tysiąc i więcej lat temu ludy te poszły różnymi ścieżkami. Najprawdopodobniej pierwszymi mieszkańcami Starego Świata byli Estalijczycy oraz Tileańczycy. Spór o to, kto był pierwszy, trwa między tymi narodami do dzisiaj. Prawdopodobnie przodkowie Bretończyków, nim dotarli do obszaru, który obecnie jest zwany Bretonią, koczowali w zachodnich i południowych rejonach Imperium, po czym zostali zepchnięci za góry, przez lepiej zorganizowanych i liczniejszych przodków Averlandczyków, Reiklandczyków, Was-Jutonów oraz Wissenlandczyków. Na dalekiej północy żyli wtedy Ungołowie, którzy panowali nad Wielkim Stepem i których nikt nie był w stanie stamtąd wypędzić. Nic nie jest pewne odnośnie ludności Albionu. Być może zostali przepędzeni z Norski przez przybyłe tam ludy Norsi, bądź też przepędzili ich Bretonowie z północnej części obecnego królestwa bretońskiego. Nic nie jest pewne. Elfy nie dzielą się swoją wiedzą, zaledwie część informacji można znaleźć w poezji i pieśniach wykonywanych przez nielicznych minstreli. Krasnoludy są o wiele bardziej przychylne ludziom, toteż z ich kronik można dowiedzieć pewnych rzeczy o migracjach. Według nich, pierwsi ludzie przeszli przez przełęcze około półtora tysiąca lat przed narodzeniem Sigmara. Plemiona niewiele różniły się między sobą, choć pewne drobne różnice zostały zanotowane przez krasnoludzkich mędrców. Pierwsze ludy były przodkami Estalijczyków i Tileańczyków, mówiły melodyjnym językiem, na który prawdopodobnie później nałożyły się też słowa elfów. Około tysięcznego roku Bretonowie zostali przepędzeni za Góry Szare. Od tego momentu migracja przyhamowała, a następnie w całości ustała. Ludzie Starego Świata podzieleni na liczne, na ogół niewielkie, społeczności musieli stawić czoła liczniejszym goblinoidom.
Początki ludzkości w Starym Świecie
Pierwsi ludzie, którzy przybyli na tereny Starego Świata, zajmowali się głównie łowiectwem, zbieractwem oraz hodowlą. Dopiero na miejscu zdobyli wiedzę na temat uprawy wszelakich zbóż. Od tego momentu zaczęły powstawać pierwsze ludzkie osiedla. Mimo że ludzie przemieszczali się jeszcze w kolejnych latach, żadna migracja nie osiągnęła rozmiarów sprzed czterech tysięcy lat. Około tysiąc lat temu liczba ludzi nie była znacząca, było ich maksymalnie kilka milionów. Byli podzieleni na kilkadziesiąt plemion mniej lub bardziej ze sobą powiązanych. Wówczas ludzkość zaczęła wydzierać kolejne obszary puszczy pod orne pola, dochodziło do częstych walk zarówno między nimi, jak i ze stale zagrażającymi ludzkości orkami i goblinami. W tamtych czasach nie było to jedyne zagrożenie dla ludzkości. W górach pełno było trolli, gigantów oraz innych bestii. Także legendarne smoki nie były wówczas legendą, a realnym zagrożeniem dla bytu ludzkości. Znaczne obszary pozostawały poza kontrolą ludzi, w tych czasach w lasach żyło więcej elfów, niż w czasach współczesnych.
Kiedy przodkowie Tileańczyków pośredniczyli w handlu między elfami a krasnoludami, mieszkańcy północy Starego Świata toczyli krwawe walki o ziemię. Niemal każdy mężczyzna z plemienia Teutogenów uczestniczył w niekończących się wojnach. Potrafili wyruszać w liczbie nawet kilkudziesięciu tysięcy, by palić, plądrować, rabować i gwałcić. W ten sposób za przyzwoleniem Sigmara pozbyli się żyjącego na północy ludu Norsii oraz przepędzili Was-Jutonów na bagna, niegdyś zielonej, Jałowej Krainy. Ludzie powoli rośli w siłę, najszybciej rozwijały się kraje południa w mniejszym stopniu narażone na ataki orków, niż ich pobratymcy z północy. Ludne, jak na owe czasy, ziemie były narażone na ataki Mrocznych Elfów, wiecznie szukających niewolników. Królestwo Nekekhary prowadziło ożywiony handel z przodkami dzisiejszych Tileańczyków oraz Estalijczyków. Wpływy królów pradawnego, obecnie wymarłego, państwa sięgały daleko poza granicę Rzeki Mortis (Śmierci), niegdyś zwanej Rzeką Vitae (Życia). Kiedy na południu rozkwitało wielkie imperium, na północy ludzie martwili się o to, aby przetrwać nawałnicę orków oraz wojny plemienne. Prawdopodobnie w czasach świetności Nekekhary na dalekim wschodzie powstało potężne Imperium Kataju. Ludy Indu oraz Nipponu nigdy nie posiadły takiej organizacji państwowej, jak ich sąsiad. Na południe od nich żyją barbarzyńskie ludy łowców głów, jednak nie stanowią spójnego państwa. Dzielą się na liczne, niewielkie, ale wrogo do siebie nastawione plemiona. Oprócz Arabii, Dalekiego Wschodu i Starego Świata ludzkość opanowała także inne części planety. Także w Lustrii istnieją ludzkie osiedla. Jako pierwsi, odkryli ją Norsmeni, szukający ziemi, której brakowało w ich ojczyźnie. Dopiero po nich, w roku 1492 odkrył ją Marco Colombo. Trudny klimat, długa droga przez Wielki Ocean oraz Wysokie Elfy, które były nieprzyjaźnie nastawione do ludzi płynących na zachód, sprawiły, że do tej pory powstało tam bardzo niewiele ludzkich osiedli, a i one stale zmagają się z licznymi zagrożeniami. W Lustrii żyją także tajemnicze Amazonki oraz co nie jest do końca potwierdzone Pigmeje, według niektórych uznawani za rasę Niziołków aniżeli za plemię ludzi. Najpotężniejsze państwo Starego Świata – Imperium posiada niewiele kolonii, do których najczęściej wysyła więźniów: Neuland – skrawek terenu na Albionie oraz Sudenburg na południu Arabii. Wiele ludzkich plemion, które nie mogąc znaleźć ziemi, dotarło na daleką północ, nadal wiodą żywot barbarzyńców i koczowników.Języki ludzi
Ludzkie królestwa Starego Świata są stosunkowo młode, w porównaniu do bardziej dojrzałych organizmów państwowych, takich jak Imperium Kataju czy wymarła Nekekhara. Wszystkie ludzkie narody tego kontynentu niegdyś mówiły jedną mową, która wraz z czasem ewoluowała w języki takie jak: Albioński, Bretoński, Estalijski, Kislevski, Norsów, Reikspiel, czy Tileański. Jedynie mowa Ungołów pochodzi z innej grupy języków bardzo zbliżonej do mowy Dolgan. Przodkowie obecnych Staroświatowców na swej drodze spotkali elfy i krasnoludy, od nich zaczerpnęli wiele określeń dla rzeczy i pojęć, które pochodzą od starych ras. Wraz z czasem także mowa ewoluowała tak, że po 4,000 lat Bretończyk nie zrozumie mieszkańca Imperium. Ludy wschodnie oraz północne bez wątpienia należą do innej grupy językowej, podobnie jak wspomniani Ungołowie oraz ludność Arabii. Co do pigmejów, to nawet nie wiadomo, jak się znaleźli w Lustrii, a o Amazonkach wiadomo tyle, że w ich żyłach płynie krew Norsów.
Królestwa ludzi
Stary Świat
Albion
Jeśli można mówić o zaawansowaniu technologicznym, to nawet Bretończyków można uznać za nowoczesny naród. Mieszkańcy Albionu, zamglonej wyspy, położonej na północny zachód od bretońskiego księstwa Akwitanii, zatrzymali się w rozwoju na etapie, na jakim znajdowały się plemiona założycielskie Imperium, w czasach Sigmara. Bagna, kamienne kręgi, klify, gęsta mgła, a także ciągłe opady nie rozpieszczają mieszkańców. Miałem okazję zobaczyć na własne oczy kilka osiedli w tej krainie. Żadne nie równało się wielkością z naszymi wspaniałymi miastami. Neuland, gdzie nasi kupcy mogą prowadzić interesy z tubylcami, jest niewielkim obszarem pozostającym pod władzą imperialnego pieniądza. Dwie setki żołnierzy, dziesięć dział oraz około trzech tysięcy mieszkańców jest namiastką naszego potężnego kraju na tej ziemi. Liczne interesy prowadzą tutaj kupcy z Imperium, głównie pochodzący z Nordlandu i Ostlandu.
Werner von Grunwald, podróżnik
Ludność nieprzyjaznego Albionu liczy sobie nieco poniżej dwóch milionów mieszkańców, podzielonych na wiele mniejszych plemion , rozrzuconych po całej wyspie. To tutaj znajdują się liczne kręgi Dawnej Wiary oraz magiczne głazy Ogham. Albion jest ostatnim miejscem w Starym Świecie, gdzie niemal wszyscy oddają cześć Bogini Matce. Nie ma tutaj tak wielkich różnic klasowych, jak na kontynencie. Nie istnieją tutaj wielkie miasta – największe osiedla liczą prawdopodobnie parę tysięcy mieszkańców. Na wyspie oprócz ludzi żyje liczna populacja gigantów, a także znaczna populacja jaszczuroludzi, którzy zamieszkują w magicznie utworzonej dżungli. Mieszkańcy Albionu są często napadani przez szukające ofiar Mroczne Elfy oraz przez Norsmenów. W czasach pomiędzy najazdami, zdarza im się toczyć liczne wojny plemienne, toteż często są zmuszeni sięgać po broń.
Bretonia
Najwięcej czasu spędziłem w siodle wędrując po ojczystej ziemi, którą przemierzyłem wszerz i wzdłuż jako błędny rycerz w ciągu trzyletniej wędrówki. Wiele razy odwiedzałem sąsiedni Parravon, byłem w przeklętym Mousillonie i porośniętym prastarym borem Artois, walczyłem u boku księcia Huebalda z żelaznymi orkami, ale nigdzie nie było tak wspaniale jak w ojczystym Montforcie. Jedynie słoneczną Estalię stawiam na równi z nim. Nigdzie też prosty lud nie jest traktowany tak, jak w moim ojczystym księstwie. Wszyscy poddani króla mogliby się uczyć od księcia Folcarda, jak należy traktować podwładnych. Nigdzie też w królestwie nie widziałem równie bitnych piechurów jak ci, którzy rodzą się w naszym księstwie. W paru bitwach, w których dane mi było wziąć udział, chłopskie fyrdy były posyłane na wroga po to, aby rycerze mogli się przygotować i uzbroić. Niewyszkoleni chłopi ginęli setkami w walce z orkami czy bestiami po to tylko, aby ich panowie mogli uderzyć na wymęczonych wrogów. Oczywiście nie wszyscy możni tak czynili, miłościwie nam panujący król Louen Lwie Serce nigdy nie postąpił w ten ohydny sposób. Tak czy inaczej możnowładcy, którzy nie mieli szacunku dla życia swych poddanych, których mieli ich podobno pod dostatkiem. Do walki często wysyłali przestępców, złodziei oraz bandytów, aby ci krwią zapłacili za swe winy. Niektórzy nie szczędzili nawet swych pachołków, toteż nieraz po bitwie musieli poważnie uzupełniać swe nadwątlone siły. Muszę stwierdzić jedno, że królestwo jest bardzo nierównomiernie zaludnione. Takie księstwa jak Montfort czy Parravon posiadają niewielki obszar i stosunkowo dużą liczbę ludności, podczas gdy Akwitania, Artois, Carcassone czy Quenneles są niewiele słabiej zaludnione, jednak mają o wiele większą ludność od obu wspomnianych na początku prowincji. Bardzo wiele osad znajduje się nad rzekami, zwłaszcza nad Gileau, Grismerie czy w dolinie rzeki Sannez. W nadmorskich prowincjach częściej spotyka się ludzkie osiedla, choć czasem można trafić na opustoszałą rybacką wioskę bądź nawet niewielkie miasto. Mimo to są one ponownie zasiedlane przez osadników, uciekających do bezpieczniejszego życia z dala od leśnych bestii czy orków.
Louis de Beauville, rycerz królestwa
Jedno z największych państw Starego Świata, nieznacznie mniejsze od Kisleva, ale znacznie bogatsze i posiadające o wiele większą liczbę ludności. Bretonia posiada liczne obszary uprawne, pastwiska i znane na kontynencie winnice. Zamieszkuje ją około piętnastu milionów ludzi, z czego większość z nich żyje z pracy na roli. Tylko nieliczni żyją w miastach i miasteczkach oraz dużych miastach portowych. W Bretonii znajdują się zarówno obszary gęsto zaludnione, jak i dzikie, gdzie żyją tylko nieliczni ludzie, bądź takie, gdzie stopy nie ośmielił się postawić nikt za wyjątkiem błędnych rycerzy. I tak w Lesie Loren, za wyjątkiem północnego skraju, nie mieszka nikt prócz tajemniczego leśnego ludu, który manipuluje potomkami Gilesa le Bretona. Bretończycy oddają cześć wielu bóstwom, jednak szlachta czci niemal wyłącznie Panią Jeziora. Królestwo nie posiada stałej armii. Każdy możny wystawia własne poczty złożone z rycerzy oraz zbrojnych, w razie wojny powiększane nawet kilkukrotnie przez chłopskich zbrojnych oraz liczne oddziały łuczników. Król oraz nieliczni możni posiadają stosunkowo liczne armie, złożone z pachołków i zbrojnych, ale nie jest to wielka siła, a w porównaniu z siłami Imperialnych elektorów wypadają marnie. Niemal każdy bretoński możny został przeszkolony w sztuce władania orężem, chociaż zdarzają się osobnicy ceniący sobie dobrą zabawę z kobietami oraz pijaństwo. Bretończycy posiadają liczną flotę wojenną, prawdopodobnie największą w Starym Świecie. W jej skład wchodzą zarówno nowoczesne galeony, jak i mniejsze okręty różnych typów. Strzegą one królestwa przed zakusami morskich grabieżców i łowców niewolników. Mimo to nie zawsze udaje im się uchronić wybrzeże przed napadami piratów dlatego wielu mieszkańców nadmorskich osad trafiło na ołtarze Khaina lub w Norsmeńską niewolę.
Imperium
Gdy ukończyłem osiemnasty rok życia Matthias, mój ojciec, wysłał mnie na sławetną Nulnejską uczelnię, bym zdobył wszechstronną wiedzę, jakiej nie mógł mi przekazać Albrecht. Wytrwałem na studiach półtora roku, poznałem historię i język klasyczny, z innych nauk podchwyciłem to i owo, zwłaszcza z kartografii i filozofii. Nigdy nie byłem najlepszym studentem, wręcz zdarzały się momenty, że chcieli mnie wylać z uczelni. Prawdę mówiąc, uczenie się wielu nudnych i zbytecznych rzeczy, jakie wykładają na Nulnejskiej uczelni, nigdy mnie nie pasjonowało. Zdecydowałem się opuścić jej mury i zaciągnąć do służby w nowo tworzonej chorągwi rajtarów, wyposażanej za fundusze ze skarbca hrabiny Emanuelli. Po półrocznym szkoleniu na placu koszar, gdzie ćwiczyliśmy strzelanie oraz walkę w szyku, nasz oddział został wysłany na południe, by wesprzeć miasto Mortensholm w Księstwach Granicznych. Wraz z niemal dwoma tysiącami żołnierzy i najemników brałem udział w trzech bitwach z zielonoskórymi. Po skończonej kampanii w chwale bohatera wróciłem do Nuln. Jednak nadal czułem, że to nie to. Postanowiłem opuścić Nuln. Wraz z dwoma towarzyszami, którzy także czuli chęć zobaczenia tego, o czym opowiadają bardowie i o czym śpiewają elficcy minstrele, wyruszyliśmy w drogę. Objechałem w ciągu pięciu lat całe Imperium, zwiedziłem niemal każde wielkie miasto naszego kraju, poznałem niejeden zwyczaj i legendę, spotkałem się z lokalnymi wierzeniami sięgającymi często czasów przedsigmaryckich. W trakcie naszej wędrówki zginął Franz von Halderndorf, jeden z moich towarzyszy z czasów służby w rajtarach, drugi Erwin von Uternbaum, ożenił się z poznaną w Ostermarku wdową – co nie jest często spotykane wśród owdowiałych kobiet z tej prowincji. Nadal wędrowałem z innymi towarzyszami, poznałem dobrze wielu ludzi, a także kilku krasnoludów i elfa. Z niziołkami nie nawiązałem bliższego kontaktu, choć zamieszkują niemal każde ludzkie miasto, prowadząc tam swoje interesy. Na podstawie własnych obserwacji musze stwierdzić, że najwięcej ludzi żyje na południu i zachodzie kraju. Averland, Kraina Zgromadzenia, Reikland, Stirland wraz Sylvanią i Wissenland, są najgęściej zaludnione, żyje w nich niemal dwie trzecie ludności całego kraju, choć powierzchnię mają znacznie mniejszą od prowincji północnych i wschodnich. Na południu kraju łatwiej jest paść z ręki bandytów, gdyż bestie Chaosu są tam rzadko spotykane, dopiero przy granicy z Górami Krańca Świata oraz Górami Czarnymi łatwo spotkać trolle, goblinoidy wszelkiej maści oraz potworności zrodzone z Chaosu, oczywiście także tam można spotkać ludzkich bandytów. W prowincjach mniej ludnych za to gęsto porośniętych lasami stosunkowo łatwo o spotkanie z bestiami Chaosu, goblinami czy nawet legendarnymi na południu potworami, takimi jak minotaury czy centigory. Wystarczy tylko zejść z uczęszczanego traktu i czekać. Po Ostlandzie i Middenlandzie krążą liczne legendy o dzieciach, które nie chcąc słuchać matki, oddalały się od miejsca zabawy w prastarą puszczę i nigdy nie widziano ich więcej żywych. Mieszkańcy północnych osiedli o wiele częściej muszą sięgać po broń, a ich wioski są o wiele lepiej przystosowane do obrony niż niejedno miasteczko na południu Imperium. Ciągłe zagrożenie ze strony lasu zahartowało tych ludzi. Stamtąd pochodzą najbitniejsze wojska z całego kraju Sigmara.
Werner von Grunwald, podróżnik
Największy kraj Starego Świata, liczący sobie niemal milion dwieście tysięcy kilometrów kwadratowych, zamieszkanych przez ponad dwadzieścia dwa i pół miliona mieszkańców. Niemal połowę powierzchni tego kraju porastają prastare lasy takie jak, Wielki Las, Drakwald, Las Cieni oraz Laurelorn. Lasy pokrywają obszary wielu prowincji; Hochland, Middenland, Nordland, Ostermark, Ostland, Sylvania oraz Talabecland są w znacznej części pokryte puszczą, żyje w nich około siedmiu i pół miliona ludzi, jedna trzecia całej ludności Imperium, mimo że ich obszar stanowi ponad połowę obszaru całego kraju. W pozostałych prowincjach żyje około piętnastu milionów ludzi, w tym niziołki z Krainy Zgromadzenia, których liczba sięga powyżej pół miliona istnień. Imperium posiada wiele dużych miast, w czterech największych żyje około trzystu sześćdziesięciu tysięcy mieszkańców. Bardzo wielu ludzi mieszka w miastach i miasteczkach, a zdecydowanie najwięcej, bo aż dziewięćdziesiąt procent ogółu, żyje na wsiach oraz w małych gospodarstwach, których setki tysięcy można spotkać w południowych rejonach kraju. Na północy rzadko kto odważyłby się mieszkać poza większym skupiskiem ludzkim. Państwo Sigmara posiada liczną armię, niemal sto tysięcy żołnierzy znajduje się na służbie Imperatora oraz książąt elektorów, zaś drugie tyle jest na utrzymaniu szlachty. Regularna armia nie jest jedyną siłą państwa. Liczne zakony rycerskie, najemnicy, a także oddziały złożone z ochotników często stanowią ważne uzupełnienie dla żołnierzy. Imperialni możni rzadziej bawią się w wojaczkę niż ich bretońscy sąsiedzi, rycerze w Imperium są stosunkowo nieliczni, jednak często decydowali o losach bitew. Armia wyposażona jest w liczne działa, moździerze oraz inne nowinki techniczne, a także nierzadko wspierają ją czarodzieje. Oprócz wojska porządku w tym bogatym i wielkim kraju strzegą strażnicy dróg oraz straż rzeczna, obie formacje razem liczą kilkanaście tysięcy członków. Poza ludźmi i niziołkami w kraju żyje około ćwierć miliona krasnoludów, mieszkających głównie w dużych miastach oraz na zachodzie. Mieszka tutaj także bliżej nieznana liczba elfów, których osiedla są rozrzucone po całym kraju. Niemal połowa Nordlandu znajduje się pod ich kontrolą, mimo iż ludzie uważają ich las za swoją własność, czego jednak nie są w stanie zdobyć.
Jałowa Kraina
Byłem tam na wiosnę wraz z młodszym synem margrabiego Gastona de Montville. Mieliśmy udać się do Marienburga, by zakupić zbroję dla Charlesa, którym opiekowałem się podczas podróży. Wzdłuż traktu znajdowały się liczne zajazdy oraz liczne ludzkie osiedla. Wiele też było ruin, pozostałość po wojnach granicznych, które czasem rozgrywają się między miastem a naszymi margrabiami. Samo miasto jest otoczone bagnami i posiada potężne fortyfikacje, jakich nie posiada nawet Gisoreux, podobno największe miasto w mojej ojczyźnie. W samym porcie mieliśmy okazję zobaczyć liczne statki Jałowej Krainy, przynoszące miastu bogactwo. Nie mogę uwierzyć w zapewnienia dziadka, że nasze królestwo posiada liczniejszą i sprawniejszą flotę, gdyż to, co zobaczyłem w Marienburgu, przerosło moje wyobrażenie na temat liczebności floty. To tutaj ma swoją siedzibę poświęcony Maanamowi Zakon Trytona, posiadający własną flotę wojenną. Na ulicach jest zawsze pełno ludzi, chociaż w nocy robi się tu dość niebezpiecznie. Raz próbowali nas napaść, ale po tym jak jeden z napastników został ciężko ranny, jego towarzysze zwątpili i uciekli. Rannemu darowałem życie i oddałem do jednego ze szpitali prowadzonych przez siostry Shallyi. Gdy wymierzyliśmy zbroję, Charles zechciał zobaczyć wielkie bory Imperium, toteż udaliśmy się na południe wzdłuż rzeki Reik. Pełno jest tutaj młynów, miast, wsi, a liczne gospodarstwa wyrastają niczym grzyby po deszczu. Nie cała Jałowa Kraina jest zielona, na północy znajdują się obszary zniszczone według tego, co słyszałem, przez magię. Nie wiem, czy nadal istnieją stwory z bagien zwane przez miejscowych Fimirami, ale to ponoć ich pojedynek wraz z szczurzymi czarownikami zniszczył całe połacie terenu, stanowiącego podobno ponad połowę obszaru tego kraju.
Louis de Beauville, rycerz królestwa
Jałowa Kraina była niegdyś częścią Imperium, ale po secesji ogłoszonej jakieś sto lat temu oderwała się od niego i stanowi osobne państwo. Jej obszar stanowiący nieco powyżej stu tysięcy kilometrów kwadratowych zamieszkuje około półtora miliona mieszkańców, w głównej mierze ludzi, chociaż w samym Marienburgu będącym stolicą tej krainy mieszka około pięciu tysięcy elfów poddanych Króla Feniksa. Dzięki kontaktom handlowym z Ulthuanem, a także strategicznym położeniu u ujścia Reiku miasto jest jednym z najbogatszych i największych w Starym Świecie. W Jałowej Krainie prawie nie ma szlachty, a majątki szlacheckie są niewielkie. Znaczna część populacji mieszka na wybrzeżu oraz w południowej i zachodniej części kraju. Północno-wschodnie tereny zostały niegdyś obrócone w pustkowia w trakcie magicznej bitwy stoczonej między Fimirami a Skavenami. Westerlandczycy, jak się o nich mówi, wierzą w te same bóstwa co mieszkańcy Imperium, za wyjątkiem Sigmara, który będąc bóstwem opiekuńczym Imperium odpowiada za jedność kraju, z której to Westerland się wyłamał. Jałowa Kraina posiada liczną flotę handlową oraz wiele okrętów wojennych. Na lądzie porządku pilnują nieliczne oddziały wojska i straży drogowej, wspierane w razie kłopotu najemnikami oraz pospolitym ruszeniem. Pogranicze nie jest spokojne. Zdarzają się porwania ludzi na wybrzeżu, a także rajdy bestii na wschodnich obszarach kraju. Na zachodzie często dochodzi do grabieżczych wypadów bretońskich możnych. Tylko granica z Reiklandem ze względu na handel pozostaje wolna od nieporozumień.
Kislev
Na wschód od naszego wielkiego i potężnego kraju leży sojuszniczy Kislev, kraina znana z wielkich trawiastych stepów, znikomego zaludnienia oraz waleczności swoich mieszkańców. Kraina carów, chyżych koni i wódki jest zaludniona bardzo nierównomiernie. Najgęściej zaludnione obszary są położone na południu i zachodzie kraju, w pobliżu stolicy państwa oraz miasta portowego Erengradu znajdują się niezliczone kislevskie osiedla. Im dalej na północ, tym mniej ludzi. W pobliżu Praag i na wschód od niego jest równie pusto jak w Ostenmarku, zaś na północ od rzeki Lynks znajdują się wyłącznie rozproszone stanice. Trzon mieszkańców północnego stepu oraz Kraju Trolli stanowią koczownicy, głównie Ungołowie. Rzadko można napotkać innych ludzi, najczęściej grabieżców z północy. Poza południem i zachodem, jak już wspomniałem, reszta kraju jest niemal wyludniona, zwłaszcza obszary północne, gdzie łatwo jest się zgubić i długo trzeba krążyć, aby natrafić na ludzkie osiedla. Oczywiście w razie podróży w te rejony warto nająć ungolskiego przewodnika, step jest dla nich domem. Praag oraz tereny wschodniej części kraju były często najeżdżane. Ludzie żyją tutaj w dużych osiedlach po to, aby łatwiej było się im bronić przed zakusami północnymi, jak to zwą, wyznawców Chaosu.
Werner von Grunwald, podróżnik
Olbrzymie państwo na wschodzie, które stale odpiera ataki najeźdźców z Północy. Kislev jest powierzchniowo mniejszy od Imperium. Liczy sobie nieznacznie poniżej miliona kilometrów kwadratowych, jednak jeśli chodzi o ludność daleko mu do znacznie mniejszych powierzchniowo krain. Sporą część jego obszaru stanowi trawiasty step oraz niegościnny Kraj Trolli. Im bardziej na północ, tym mniejsza liczba ludności. Łącznie w kraju carów żyje około siedmiu i pół miliona ludzi, z czego zdecydowana większość mieszka w południowych rejonach kraju oraz na zachodzie, głównie w Erengradzie i jego pobliżu. Obszar wschodni, tereny w pobliżu Praag są mniej ludne od południowych, jednak o wiele bardziej zaludnione od terenów północnych, na których niemal nie sposób odnaleźć ludzką duszę. Kislevczycy czczą swoich bogów Daża, Tora i Ursuna, choć na południu oddają także cześć bóstwom, które przybyły wraz z wędrowcami z Imperium. W Kislevie żyją dwa ludy: Gospodarowie oraz Ungołowie – tych pierwszych jest dwukrotnie więcej. W państwie carów są trzy wielkie miasta oraz wiele mniejszych osiedli. Łącznie w miastach mieszka około pięciu procent ludności, największym z nich jest stolica państwa – Kislev. Carat nie posiada stałej armii. Każde miasto, każda stanica, każdy bojar posiada własne oddziały, które na okres wojny tworzą pułki, łączące się wówczas w armię Kisleva. Caryca posiada liczne własne oddziały złożone z kozaków, pieszych strzelców, artylerii oraz pewnej liczby lansjerów, których wystawia w mieście Kislev. Legion Gryfa także jest na jej usługi. Oczywiście Kislevczycy w chwili potrzeby są w stanie wystawić znaczną liczbę konnych wojowników, gdyż toczą nieustanne walki z bandami Chaosu i goblinami. Niemal co piąty mężczyzna Gospodarów jest sposobiony do walki, choć na co dzień może uprawiać ziemię bądź zajmować się hodowlą. Ilość wojowników u tych Ungołów, którzy są koczownikami jest większa, bowiem są oni o wiele częściej narażeni na ataki Norsów i Kurgan, toteż muszą się umieć bronić. Kislev nie posiada floty wojennej, a caryca okazjonalnie wydaje listy kaperskie. Kraj carów jest zagrożony niemal z każdej strony. Najbezpieczniejsza granica przebiega na zachodzie z jedynym prawdziwym sojusznikiem carów – państwem Sigmara. W Kislevie nie ma niemal w ogóle nieludzi, chociaż w Erengradzie swoją dzielnicę i interesy posiadają elfy z Ulthuanu.
Koniec części pierwszej – część druga już za tydzień 3 czerwca 2011!
Autor: Mirosław Kuśnierz
Korekta: Katarzyna Toczek
źródło: tancreddebeauville.wordpress.com