Słońce nad stolicą Imperium już dawno ustąpiło dwóm księżycom, a temperatura tej najcieplejszej gwiazdy została zastąpiona delikatnym światłem gwiazd. Tamtej nocy niebo obfitowało w ilość tych małych, świecących światełek. Fakt ten niezmiernie cieszył Vendoma Tasartira, magistra Kolegium Niebios, który przywykł do tego, iż do snu pokłada się dopiero nad ranem.
Stał, więc tak od paru dobrych godzin mistrz magii niebieskiej i wpatrywał się w delikatnie połyskujące kropki. Zapisywał także coś na kartce i mruczał pod nosem przebierając śnieżnobiałymi brwiami. Aby widzieć cóż notuje, nad głową ustawił latarnię, a w niej świece olejną by dawała mu światło.
Konstelacje, które tak długo obserwował przynosiły mu, oprócz nowych wniosków, przydatne informacje, za które odciągał sowite opłaty od dostojników altdorfskich.
– Nie jest ci zimno? – Rozległ się delikatny, kobiecy głos, który szepnięty wprost do ucha ogrzałby niejedno zimne serce. Magister nawet nie drgnął, a nawet pokręcił głową wzdychając ciężko. Kobieta westchnęła i przewróciła oczyma. – Vendom?
– Co? Kto? – Począł rozglądać się mistrz. Odwrócił się w końcu i ujrzał kobietę o długich, do ramion blond włosach, niezwykle łagodnym i spokojnym wyraźnie twarzy oraz sylwetce, której pozazdrościć jej mogła niejedna dama dworu. Mistrz Tasartir odstawił notatki na stolik, który stał tuż obok niego a następnie zrobił kilka kroków ku niewiaściee. – Emma… Moja droga. Długo już tu stoisz?
– Zaledwie parę chwil – odpowiedziała Emma unosząc lekko ręce do góry i ukazując co przyniosła. Miała ze sobą granatowy płaszcz oraz kubek, z którego odchodziła para. – Pomyślałam, że jest ci zimno i przyniosłam grzane wino oraz płaszcz…
Mag uśmiechnął się i wziął od kobiety tylko kubek, wziął łyk napoju poczym odstawił go na stolik, następnie wziął płaszcz i okrył nim Emmę, ona uśmiechnęła się i otuliła się nim.
– Co mówią gwiazdy? – Zapytała spoglądając na niebo.
– Nic szczególnego. Nie otrzymuje pożądanych odpowiedzi, moja droga – rzekł mag kręcąc głową z niezadowoleniem. – Przed paroma chwilami dowiedziałem się, że coś mnie napotka, to nie niebezpieczeństwo, ale coś na co muszę szczególnie uważać ponieważ może spotkać mnie długo wyczekiwana nagroda… Jednym słowem muszę być ostrożny w swych przyszłych poczynaniach.
Emma, w głębi ducha miała nadzieje, że ta sprawa będzie dotyczyła jej i Vendoma bowiem już od dłuższego czasu darzy mistrza magii uczuciem, które, jak to poeci i wierszokleci mawiają, góry przenosi i jest ponad wszystko. Nie można zaprzeczyć, iż pan Tasartir pozostaje obojętny na jej uczucia, sam czuje coś podobnego, lecz niestety z racji swego ogromnego zaangażowania w dobro kraju, pozostaje jakby obojętny temu uczuciu.
– Mój mistrz zleci mi jutro zadanie. Chciałbym już teraz pójść do niego i wypytać go o co chodzi, lecz odwiedziny o tej porze były by bardzo nie na miejscu – wytłumaczył magister chłodnym, jednostajnym tonem. Emma spuściła głowę i westchnęła cicho. Vendom podszedł do niej i spojrzał w jej zielone oczy. – Co się stało? Powiedziałem coś nie tak?
Mimo, iż magister nie należy do osób mało błyskotliwych, w relacjach damsko – męskich jest niczym ork grający na lutni. Kobieta winna być przyzwyczajona do takich odpowiedzi oraz do braku zainteresowania jej osobom, ale za każdym razem czuje ból w sercu widząc, iż Vendom większą uwagę przywiązuje do spraw zawodowych niźli jej.
– Emma? Powiedz proszę, co się stało? – Zapytał po raz wtóry. – Nie ukrywaj nic przede mną i tak się dowiem co cię trapi.
Odpowiedzą, jak zwykle, był jedynie blady uśmiech, który Emma posłała Vendomowi.
– Pójdę już, zobaczę co u Rosy i Nathana – odrzekła. – Nie idź późno spać.
Mistrz magii odprowadził wzrokiem kobietę do momentu aż znikła mu z pola widzenia. W głębi ducha był pewien, że zrobił przykrość swej ukochanej, lecz nie miał pomysłu cóż złego mógł rzec kobiecie. Nie rozmyślał nad tym jednak wiele i powrócił do obserwowania gwiazd.
Minęło parę klepsydr od czasu rozmowy z Emmą, grzane wino już dawno straciło swą ciepłotę, a światła w domach obywateli Altdorfu zostały pogaszone. Późna pora nie przeszkadzała jednak magistrowi w dalszych badaniach, nie odczuwał nawet zmęczenia. Beznamiętnie obserwował ciała niebieskie i zapełniał kolejne kartki nowymi zapiskami.
Swe badania zakończył kiedy słońce poczęło wynurzać się spod zabudowy miejskiej, wówczas pochwycił swe notatki, pióro, kałamarz i udał się do swego domu. Dom, Vendoma Tasartira, był ulokowany w dzielnicy kupieckiej miasta Altdorf. Z powodu wysokich zarobków mistrz magii może pozwalać sobie na wynajem takiego domostwa, dodajmy także fakt licznych podróży, podczas których bohater zbił niemały majątek.
Wszedł więc do kuchni od strony ogrodu i udał się do swej sypialni, która ulokowana była na piętrze. Minął pokój Emmy i wszedł do swej komnaty. Odpalił świeczkę, a następnie ściągnął ciężki, ciemno niebieski płaszcz zdobiony wyszytymi księżycami oraz gwiazdami i powiesił go na wieszaku, buty czarne, skórzane odstawił przy łóżku, a granatową togę powiesił obok płaszcza, luźne, czarne spodnie powiesił na oparciu fotela, na którym zwykł siedzieć pogłębiając tajniki magii niebieskiej. Ostał się więc w samej koszuli, związał, kawałkiem rzemyku długie, śnieżnobiałe włosy i zagasił świecę, a następnie położył się spać.
autor: Michajasz „Xsary” Sobociński