Zapraszamy do lektury 2 części opracowania na temat rasy ludzi w Starym Świecie, autorstwa Mirosława Kuśnierza.
Królestwa Estalijskie
W czasach, kiedy byłem jeszcze błędnym rycerzem, wyruszyłem wraz z mymi wiernymi towarzyszami z górzystego Montfort. Przemierzaliśmy liczne, zapomniane szlaki Lasu Arden i Blade Siostry, odwiedziliśmy Marienburg, przemierzyliśmy przełęcz Bladej Damy docierając do Ubersreiku. Nigdzie jednak nie było tak dobrze, jak w północnym estalijskim królestwie Bilbali. Szlachta gościła nas tam niczym swoich, toteż spędziliśmy w tym królestwie niemal pół roku na licznych ucztach i polowaniach u możnych tej ziemi. Będąc w gościnie, parę razy walczyłem z bandytami z gór oraz z orkami. Mimo że w Estalii nie ma ich tak wielu, potrafią napsuć ludziom krwi. Same królestwa są pełne miast, zaś największe z nich, mimo iż nie są tak wielkie jak Marienburg, są pełne majestatu i bogactwa. W trakcie wędrówki po traktach nietrudno o spotkanie ludzi, czy to karawan kupieckich, czy ludzkich osiedli pełnych przyjaźnie nastawionych kmieci.
Louis de Beauville, rycerz królestwa
Królestwa Estalijskie to w zasadzie dwa państwa, w których główną rolę wiodą dwa miasta – Bilbali na północy oraz Magritta na południu. Inne mniejsze księstwa oraz hrabstwa są z nimi mniej lub bardziej związane przez koligacje rodzinne bądź z powodu wspólnych interesów. Obszar królestw zajmuje powierzchnię ponad trzystu tysięcy kilometrów kwadratowych, z czego niemal trzecią część powierzchni zajmują góry Irrana. Tereny wewnątrz kraju są niemal odludne, a im bliżej wybrzeża, tym więcej ludzi. Znaczna część około dziesięciomilionowej populacji kraju mieszka na wsi. Królestwa słyną z dwóch wielkich miast, porównywalnych ludnościowo z imperialnym Nuln, ale znajduje się tutaj olbrzymia liczba mniejszych miast, porównywalnych w wielkości do Carroburga czy Kemperbadu. Największym zagrożeniem są ludzcy bandyci. Ataki ze strony stworów Chaosu są rzadkie, częściej zdarzają się napady niezorganizowanych band goblinów lub lepiej zorganizowanych skavenów, ale nigdy nie na wielką skalę. W Estalii ludzie czczą cały panteon Starego Świata, choć szczególnie uwielbiają Verenę oraz jej córkę Myrmidię, której główna świątynia znajduje się w Magricie. Estalijczycy posiadają znaczną liczbę żołnierzy, choć daleko im do profesjonalizmu armii imperialnej. Ich siły liczą około stu tysięcy żołnierzy, głównie piechoty, ale zdarzają się też konni – zarówno ciężkozbrojni rycerze, jak i jeźdźcy walczący przy pomocy miotanego oszczepu. Piechota preferuje piki, szpady, a także kusze. Broń palna w postaci arkebuzów i dział także jest popularna, zwłaszcza na południu. Estalijczycy posiadają silną, choć stosunkowo nieliczną flotę wojenną, zaangażowaną w konwojowanie statków handlowych oraz strzeżenie wybrzeża przed zakusami piratów, zarówno tych, którzy rezydują na Sartosie, przed Arabami, Norsmenami, jak i Mrocznymi Elfami. W Estalii niemal nie ma nieludzi, chociaż w wielkich miastach można trafić do dzielnicy elfów z Ulthuanu.
Królestwa Norski
Na dalekiej północy żyją liczne plemiona Norsmenów, mniej lub bardziej przyjaźnie nastawione do słabych południowców, jak zwykli o nas mówić. Wraz z moją załogą pływałem na „Królowej Północy” aż do zachodnich osiedli Skaelingów. Za zboże i egzotyczne towary z dalekiego wschodu kupowałem wielorybi tran i skóry. Wierz mi przyjacielu, nie wszyscy Norsmeni są tacy jak ci, którzy najeżdżają nasz kraj w bezustannej wojnie. Od miejscowego jarla zasłyszałem wiele historii o Norsce, gdyż on sam wyprawiał się często na północ w celach handlowych, czy też prowadząc działania wojenne przeciw Bjornlingom. Wypijmy za zdrowie tych Norsów, którzy są po naszej stronie. Karczmarzu, kolejka dla wszystkich! A wracając do tego, co usłyszałem, to muszę przyznać, że Norska jest olbrzymia i dzika, pełna fiordów, wysokich szczytów górskich, a i podobno jest tam górski lodowiec tak wielki jak Dobryrion. Nie ma tam wielu ludzi, a ich największe osiedle jest wielkości naszego Gersleva czy imperialnego Salzenmunda, w którym miałem okazję prowadzić niegdyś interesy. Podobno na północy nie mają wielkich osad, rzadziej też zajmują się rzemiosłem, za to o wiele częściej wyruszają łupić południowe krainy.
Andriej Timoszenko, kapitan statku handlowego „Królowa Północy”
Obszar Norski jest olbrzymi i liczy około półtora miliona kilometrów kwadratowych. Żyje tam około dwóch milionów mieszkańców, z czego niemal połowa z nich na północy, a reszta w spokojniejszych państewkach na południu krainy. Ci z północy często wyprawiają się na Stary Świat, by łupić i grabić. Z tymi z południa można handlować. Właśnie oni najczęściej odwiedzają Marienburg i inne porty jako kupcy. Norska mimo olbrzymiego obszaru jest niemal niezamieszkana. Wysokie szczyty, górskie lodowce i gęste lasy są schronieniem dla licznych zwierząt, ale także dla okrutnych posiadających białe futro bestii, gigantów chaosu, trolli, goblinoidów i innych wynaturzonych stworów z Północy. Ciężki klimat oraz liczne zagrożenia zahartowały niezwykle silny lud. Nie ma tu prawie w ogóle miast, a największe z nich jest rozmiarów Kemperbadu. Ludność Norski żyje głównie w niewielkich osiedlach, położonych niedaleko od morza. Większe osiedla zazwyczaj stanowią siedzibę miejscowego jarla. Wiele norsmeńskich osiedli jest samowystarczalnych, zarówno pod względem zaopatrzenia w jadło, jak i obronności. Prawie każdy mężczyzna potrafi walczyć, a w wielu osadach istnieje tradycja, że młodzieniec, który ukończyć określony wiek, musi wyjść w góry i wrócić z zabitą bestią. W razie niepowodzenia uznawany jest za niegodnego życia w społeczeństwie, nie potrafiąc go bronić. Norsmeni nie utrzymują armii, ale posiadają niemałą ilość wojowników-żeglarzy liczącą w teorii znacznie powyżej ćwierci miliona wojowników oraz liczne i szybkie okręty, zwane smoczymi okrętami. W Norsce żyją także krasnoludy stanowiące około pięciu procent ogółu całej populacji.
Księstwa Graniczne
Dawno temu, kiedy byłem jeszcze młody, zaciągnąłem się do ochrony karawan kupieckich pewnego kupca z Trantio. Od tej pory, każdego dnia przez dziesięć lat pracy przeklinałem moment, w którym wstąpiłem na tę służbę. Mój pracodawca bowiem handlował bronią z władykami żyjącymi w Księstwach Granicznych. Byłem tam blisko sześćdziesiąt razy, tylko raz obyło się bez walki. Walczyliśmy zarówno z dzikimi orkami malującymi swe gęby na niebiesko, a także z goblinami i parszywymi szczuroludźmi, czającymi się na nasze żywoty już na Starej Krasnoludzkiej Przełęczy. Nieraz musieliśmy walczyć z ludźmi, bandytami, głodnymi chłopami, czy nawet ze zbrojnymi władyki, który nie chciał nam zapłacić za dostarczoną broń. Mówię wam, to było piekło. Kilka razy byłem ranny, ale Marco, mój pracodawca, dbał o swoich ludzi, toteż nie odszedłem od niego po pierwszej wyprawie. A Księstwa Graniczne to krainy odludne, niewielu jest tutaj ludzi, osady są sporej wielkości i niemal każda posiada fortyfikacje. Ich miasta są dużo mniejsze od naszych, tileańskich. Są też bardzo zróżnicowani etnicznie. Żyją tam zarówno Bretończycy, ludzie pochodzący z Imperium jak i moi rodacy, którzy z różnych przyczyn woleli uciec do piekła niż zostać w ojczyźnie. Oczywiście mój pracodawca dobrze mi płacił, bowiem za każdą wyprawę każdy otrzymywał 10 złotych koron oraz drugie tyle po powrocie. Tym, którzy przesłużyli u niego dziesięć lat, pomagał w znalezieniu spokojniejszego zajęcia. Teraz mam wreszcie czas, aby odpocząć, od czasu do czasu pilnując ludzi pracujących w mojej winnicy.
Andrea Biazzi, niegdyś najemnik, z pochodzenia Remeańczyk
Księstwa Graniczne zajmują obszar liczący około trzystu tysięcy kilometrów kwadratowych, zamieszkały przez ponad trzy miliony ludzi. Znajdują się tu setki państewek różnej wielkości, które toczą wojny między sobą oraz wspólnie radzą sobie z innymi zagrożeniami, takimi jak bestie, skaveny oraz przede wszystkim z goblinoidami wszelkiej maści. Ciągłe wojny, bandyci są powszechne w tym rejonie, gdzie nie istnieje władza centralna. Częstym widokiem są wymordowane wsie, gwałty oraz przemarsze wojsk karnych najemników, czy też zaprawionych w bojach chłopów uzbrojonych w łuki i topory, wspieranych przez doborową jazdę. Większość mieszkańców tego obszaru stanowią potomkowie uciekinierów z Imperium, chociaż zdarzają się tutaj także obszary zasiedlone przez ludność bretońską i tileańską oraz przez liczne inne ludy. Jest ich jednakże znacznie mniej niż ludzi mówiących Reikspielem. Na obszarze Księstw Granicznych znajduje się wiele rozrzuconych miast, sporo fortyfikowanych wiosek oraz ruin. W Księstwach Granicznych czczą te same bóstwa, w które wierzą ludzie w Imperium. Potomkowie bretońskich rycerzy czczą Panią Jeziora, zaś gdzieniegdzie niemal otwarcie wyznaje się zakazane bóstwa, co jednak nie jest tolerowane długo przez sąsiadów. Władcy poszczególnych księstw posiadają różnej wielkości oddziały złożone z własnych poddanych, a także czasem sięgają po pomoc najemników, zwłaszcza gdy lojalność ludności jest wątpliwa. Na tym obszarze często dochodzi do egzaltacji przemocy. Wielu ludzi ginie, lecz na ich miejsce zawsze przybywają nowi. Awanturnicy, wygnańcy, uciekinierzy ze stryczka, nieraz całe rody skazywane na banicje często wraz ze swymi poddanymi opuszczają swój dom, by tutaj rozpocząć nowe życie. Żadne miasto Księstw Granicznych nie wystawia floty wojennej, choć niektórzy zaadaptowali stare statki kupieckie do celów wojennych, do piractwa albo do patrolowania szlaków handlowych ze wschodnią Tileą. Krasnoludy posiadają na terenie uznawanym za Księstwa Graniczne swój port Barak Varn, jest to jednocześnie największe miasto tego obszaru.
Tileańskie miasta – państwa
Kiedy podróżowałem przez obszary u nas nazywane Tileą, miałem wrażenie, że nasze miasta, które uważamy za wielkie, nie są wcale takie wielkie. Tym samym miasta, które my uważamy za duże, u Tileańczyków uchodzą za małe. Przez całą drogę, którą wędrowałem od Rzeki Ech po położone na południu Luccini, nie było dnia, bym nie spotykał ludzi. W Tilei jest dużo ludzkich osiedli. Są wszędzie. Tylko nasze południowe i zachodnie prowincje mogą się równać pod względem gęstości populacji temu, co widziałem w tym słonecznym kraju. Wydawało mi się to jakże miłe w porównaniu do wędrówki przez niemal odludny Ostland czy Ostermark, albo w niemal połowie niezamieszkały Middenland, o mroźnym Kislevie nie wspominając. Ludzi w tych prowincjach jest jak na lekarstwo. Teren zajęty jest albo przez las, albo przez innego rodzaju pustkowie. Zapewne żyje tam więcej bestii niż ludzi, ale to tylko moje własne spostrzeżenie, przyjacielu. Miasta mają gwarne i wielkie – Remas, Miragliano, Lucinii, Trantio, Pavonę czy Tobaro, o którym wiele słyszałem, za to nie miałem okazji zobaczyć ich na własne oczy. Na prowincji znajduje się wiele pomniejszych osiedli z bielonymi domami, położonymi w niezwykle malowniczych rejonach, które są wkomponowane w górzysty krajobraz. Liczne gaje oliwne, winnice oraz stada trzody pogłębiają wrażenie idylli. Osiedla posiadają jedynie proste mury, mające powstrzymać wilki bądź złodziei, aniżeli stanowić realną zaporę dla tego, kto chciałby je szturmować.
Werner von Grunwald, podróżnik
Tileańskie miasta – państwa obejmują stosunkowo niewielki obszar około dwustu trzydziestu tysięcy kilometrów kwadratowych, zamieszkały przez około dwanaście i pół miliona ludzi. Jest to najgęściej zaludniona kraina Starego Świata. Największe skupiska ludności znajdują się na wschodzie, najmniej ludzi mieszka na Sartosie (około osiemdziesięciu tysięcy) oraz w Tobaro i na wyspach w jego okolicach położonych (ledwie trzysta czterdzieści tysięcy). Także na zachód od Miragliano znajdują się obszary słabiej zaludnione ze względu na sąsiedztwo Dusznych Bagien i mieszkających tam skavenów, z którymi Tileańczycy, a zwłaszcza mieszkańcy dumnego miasta setek mostów, stale prowadzą wojnę. W Tilei jest dużo wielkich miast, a także dużo miast średniej wielkości. Osiedla są tu położone blisko siebie. Na łagodnych stokach wzgórz znajdują się liczne winnice, gaje oliwne oraz pastwiska kóz i owiec. Mimo stosunkowo niewielkiego obszaru jest to kraina ludna, choć targana konfliktami głównie między ludźmi, nie ma tu prawie wcale bestii Chaosu ani zielonoskórych, o większych potworach nie wspominając. Największym zagrożeniem są skaveny, jednak Tileańczycy, jak żaden inny ludzki naród Starego Świata, potrafią z nimi walczyć i wiedzą, że skaveny nie są mutantami. Dzięki świetnie wyszkolonym żołnierzom oraz skutecznej taktyce świetnie sobie radzą z tą podłą rasą. Największym miastem jest położone na siedmiu wzgórzach niemal stutysięczne Remas, ale inne wielkie miasta posiadają zbliżoną populację. Tileańczycy wierzą we wszystkie główne bóstwa panteonu Starego Świata, choć szczególną czcią darzą Morra, którego główna świątyna znajduje się w Luccini. W Tilei na usługach miast znajduje się niemal sto tysięcy żołnierzy w dużej mierze najemników, a także liczna flota, popularnych w tym rejonie, galer strzeże interesów macierzystych miast. Znaczna część żołnierzy z Tilei służy w pozostałych krainach Starego Świata, zwłaszcza Jałowej Krainie, Imperium czy u krasnoludzkich władców, chociaż bywają także najmowani w bretońskim Carcassone czy w Księstwach Granicznych. W Tilei żyją niemal wyłącznie ludzie, choć czasem można spotkać przedstawicieli innych ras, takich jak krasnoludy, niziołki czy ogrzych najemników. Wysokie Elfy zasiedlają małe dzielnice, głównie w wielkich miastach ludzi.
Ludzie poza Starym Światem
Poza dość dobrze znanym rejonem Starego Świata ludzie zamieszkują także inne obszary planety. Najbliższym terytorium, na którym dominują ludzie, jest Arabia, a w szczególności jej wybrzeże, znane z licznych nadmorskich kalifatów oraz odwagi, a wręcz bezczelności miejscowych piratów. Na wybrzeżu żyje większość populacji tego obszaru, w głębi lądu obszar jest jeszcze bardziej odludny niż północne stepy Kisleva, a zamieszkują go wędrowne plemiona nomadów. Wielka Pustynia Arabii nie jest obszarem przystosowanym do życia i ludzie pojawiają się na niej niezwykle rzadko. Część ludności kontynentu arabskiego mieszka w oazach – jedynych miejscach, gdzie kwitnie życie wśród morderczego skwaru, jakiego można uświadczyć, wędrując przez morze piachu. Mimo olbrzymiej powierzchni tego obszaru niemal dwukrotnie przekraczającego obszar Starego Świata liczba ludzkich mieszkańców wszystkich kalifatów jest porównywalna do ludności Estalii. Oprócz Arabów w jednym mieście państwie o nazwie Numas na obszarze dawnego królestwa Khemri żyje ludzka populacja władana przez nieumarłych królów grobowców. Khemri w czasach, gdy w Starym Świecie ludzie nadal prowadzili wędrowny tryb życia, było potężnym królestwem. Swoimi wpływami sięgało do ziem Księstw Granicznych oraz do rejonów południowego Wissenlandu. Posiadało olbrzymią armię i flotę. Żywność licznym, wielkim miastom zapewniał sprawny system zarządzania wylewami wielkiej Rzeki Życia, obecnie znanej pod nazwą Rzeki Śmierci. W krainie tej ludzie bali się śmierci. Aby zapewnić pochówek zmarłym królom wznoszono wielkie piramidy, zaś kapłani i uczeni poszukiwali recepty na wieczne życie. Jednym z nich był Nagash, przez którego niegdyś kwitnące życiem ziemie umarły wraz z większością populacji. Pozostali uciekli na południe i zachód, zakładając znane nam do dzisiaj miasta arabskie. Inni uciekli na pustynie, gdzie ich potomkowie do tej pory wiodą życie nomadów. Na południu i wschodzie od obszaru gorących pustyń znajdują się parne dżungle Południowych Ziem. Nie jest pewne, czy żyją tam przedstawiciele ludzkiej rasy. Ziemie te zamieszkują reptiliony, chociaż można przyjąć, że imperialni odkrywcy z Sudenburga mogli spotkać na swej drodze czarnoskórych ludzi, których uznali za mutantów i przepędzili w dżungle. Na wschodzie Arabii rozciągają się Ziemie Umarłych – obszar, gdzie poza Numas nie spotka się żywych ludzi. Za Wielkim Oceanem ludzie także założyli swoje siedziby, chociaż ciężki klimat, tropikalne choroby oraz ciągłe walki z jaszczuroludźmi utrudniają rozwój powstałych w tym rejonie osiedli. Najstarszą osadą założoną przez ludzi na tym obszarze jest Skeggi, założone przez Eryka Losteriksson’a, a nazwane od imienia jego córki, pierwszego dziecka, które narodziło się na tej ziemi. Oprócz tego osiedla do czasów obecnych uchowały się dwa większe miasta założone przez ludzi Port Reaver oraz Bagienne Miasto. Dwie pozostałe osady spotkał marny los – Cadavo zostało zniszczone, a Dalmark opuszczone. Populacja wszystkich ludzkich kolonii waha się w granicach od ćwierć miliona do pół miliona. Duża śmiertelność oraz liczne zagrożenia, od drapieżników po zorganizowane najazdy jaszczuroludzi czy Mrocznych Elfów, czynią życie mieszkających tutaj ludzi oraz krasnoludów ciężkim. Oprócz kolonistów ze Starego Świata, głównie Estalijczyków i Norsów, na Wyspie Amazonek żyje niewielka populacja kobiet-wojowniczek. Ich pochodzenie jest nieznane, ale prawdopodobnie są jednym z eksperymentów Pradawnych. Według innych są to norsmeńskie kobiety, które po zamordowaniu swoich mężów udały się na południe i usamodzielniły przy pomocy magii napotkanych Slannów. W dżungli północnej Lustrii między obszarem, gdzie znajdują się kolonie mieszkańców starego kontynentu, a wyspą Amazonek żyją także Pigmeje, według niektórych będący odmianą plemienia Niziołków, według innych będący karłowatym plemieniem ludzi. Nie są licznym ludem. Stale muszą walczyć o przetrwanie z dzikimi bestiami, morderczą roślinnością oraz okazjonalnymi rajdami poddanych Slannów. Poza tymi ludami nie mieszkają tutaj żadne inne ludzkie społeczności.
Na Dalekim Wschodzie, tysiące kilometrów od granic Starego Świata, znajdują się olbrzymie obszary, zaludnione przez najliczniejszą grupę ludzi. Największym państwem pod względem zarówno obszaru, jak i liczby mieszkańców jest Imperialny Kataj, rządzony przez Smoczych Władców i armię podległych mu urzędników. Kraj ten posiada populację rzędu stu milionów mieszkańców, niemal wyłącznie ludzi, a jego obszar jest kilkukrotnie większy od powierzchni Imperium Sigmara. Na wschód od Kataju leży wyspa Nippon, zamieszkała przez niemal dziesięciomilionową populację. Kraj Kwitnących Wiśni, jak zwą go miejscowi, nie posiada ścisłej władzy centralnej. Jest podzielony na liczne obszary zarządzane przez szogunów oraz podległych im wojowników, w tym słynnych samurajów. Oba te ludy mają ze sobą więcej wspólnego niż żyjący na południe od Kataju mieszkańcy Indu, których język, jak zauważył jeden z podróżników, posiada liczne podobieństwa z dawnym tileańskim czy Reikspielem, podczas gdy języki katajski czy nippoński nie posiadają żadnych cech wspólnych z językami Starego Świata. Ludność Indu zamieszkuje obszar niemal o połowę mniejszy od obszaru starego kontynentu, zaś populacja przekracza nieznacznie pięćdziesiąt milionów mieszkańców. Podobnie jak w Nipponie nie ma tutaj władzy centralnej, a państwo jest podzielone na liczne królestwa, rządzone przez maharadżów. Ludność tej krainy jest podzielona na liczne kasty. Podział ten jest o wiele bardziej wyraźny od tego, który funkcjonuje w Starym Świecie. Ind podobnie jak Kataj jest celem dobrze uzbrojonych karawan kupieckich z Imperium, Kisleva oraz Tilei. Rzadkie przyprawy, jedwabie oraz inne towary luksusowe są sprowadzane właśnie z tych krain. Nippon jest zamknięty na świat, poza jednym portem, do którego mogą zawijać statki. Obcokrajowcy mają zakaz opuszczania wyznaczonego obszaru pod karą śmierci.
Poza przedstawionymi krainami ludzkość opanowała także północne terytoria globu. Północne Pustkowia są domem dla licznych koczowniczych plemion barbarzyńców, oddających cześć Mrocznym Potęgom. Hungowie, Kurganie i większa część Norsmenów to trzy największe grupy, które z kolei dzielą się na setki plemion zaludniających ten niezbyt gościnny i podlegający ciągłym przemianom obszar. Północne Pustkowia rozciągają się na całym północnym biegunie i są obszarem liczącym nawet kilkadziesiąt milionów kilometrów kwadratowych. Oprócz ludzi żyje tam mnóstwo potworów, bestii, a także goblinoidy. Życie tych ludzi to ciągła walka o przetrwanie. Walczą z bestiami, by zdobyć pokarm, ze sobą nawzajem, aby zdobyć kobiety bądź niewolników. Ludy te walczą głównie między sobą, rzadziej zaś są w stanie realnie zagrozić cywilizowanym ziemiom południa. Na ich drodze do serca Starego Świata, jakim jest Imperium, stoi Kislev wraz ze swoją liczną, dzielną, a przede wszystkim zaprawioną w bojach armią. Na dalekim wschodzie marsz Hungów na południe powstrzymuje Wielki Bastion, obsadzany przez stały stutysięczny garnizon armii Imperialnego Kataju. Zazwyczaj sukcesy mieszkańców północy osiągane są na skalę lokalną, po których to zadowoleni z łupami wracają do swoich plemion. Czasem zdarza się potężniejszy wódz, który potrafi zgromadzić znaczną rzeszą wojowników i zagrozić takim potęgom jak Imperium czy Kataj. Archaonowi podobno udało się zebrać dwa miliony wojowników i dotrzeć aż pod Middenheim. Wielu z nich wycofało się na Pustkowia, biorąc ze sobą dobra oraz niewolników – wszystko, co zdobyli w Kislevie oraz w Imperium. Być może zachęci to niejedno plemię do marszu na ziemie słabych południowców w celu zdobycia sławy, łupów, a nade wszystko uznania w oczach Mrocznych Bogów. Oczywiście trudno jest oszacować liczebność populacji Pustkowi Chaosu, gdyż miejsce to jest wyjątkowo dziwne, niestabilne, a nade wszystko zwyczaje tam obowiązujące nie mieszczą się w pojęciu człowieka o zdrowych zmysłach. Niemal każdy mężczyzna z tych obszarów jest wojownikiem, czasem także kobiety parają się tą profesją, władając mieczem nieraz lepiej niż niejeden zaprawiony w boju mężczyzna z południa. Liczebność Hungów, Kurgan i Norsów szacuje się na około kilkanaście milionów ludzi, twardych, zahartowanych w walce od dzieciństwa, za to strasznie rozrzuconych po olbrzymim obszarze wypaczonej ziemi. Oczywiście liczebność armii Archaona mogła być znacznie mniejsza. Prawdą jest, że przegrywający zawsze widzi parokrotnie więcej przeciwników niż jest ich w rzeczywistości. Pewien wpływ mogła mieć także nieprawdziwa informacja mająca zasiać panikę wśród wrogów o olbrzymiej liczebności armii z Północy, której nie będzie w stanie zatrzymać nikt, gdyż zgromadzenie i utrzymanie w polu nawet miliona żołnierzy było ponad siły idącego na wojnę Imperium. Najemne kontyngenty z Tilei, bretońscy rycerze, elfy, krasnoludy oraz broniący się nieraz do ostatniego tchu Kislevczycy odegrali znaczącą rolę w pokonaniu olbrzymiej hordy. Straty były ogromne po obu stronach, jednak Imperium nie upadło.
Nieludzie
W świecie Warhammera obok cywilizacji stworzonej przez ludzi istnieją o wiele starsze cywilizacje Wysokich Elfów oraz Krasnoludów, jednak czasy ich świetności minęły wieki temu w czasach Wojny o Brodę. Elfy wycofały się ze Starego Świata, a krasnoludy wróciły w góry. Te pierwsze niedługo cieszyły się pokojem, gdyż musiały walczyć z zagrożeniem ze strony zdrajców, znanych nam pod nazwą Mrocznych Elfów (Druchii). Imperium Krasnoludzkie mimo braku wewnętrznego rozdarcia także się rozpadło, a twierdze i miasta, które dotrwały do naszych czasów, są jedynie cieniem dawnej potęgi Krasnoludzkiego Imperium. Nieliczne elfy, nie chcąc opuszczać Starego Świata, pozostały w nim, kryjąc się w czeluściach lasów, gdzie żyją do dzisiaj, walcząc z licznymi bestiami, a czasem też z ludźmi, pragnącymi poszerzyć swoje ziemie o kolejne obszary. Daleko na wschodzie za Górami Krańca Świata znajdują się obszary kontrolowane przez hobgobliny, a także przez Krasnoludy Chaosu – wypaczony odłam krasnoludzkiej rasy. Dalej na wschodzie znajdują się Królestwa Ogrów oraz ziemie zamieszkane przez Gnoblarów – rasę goblinoidalną. Oczywiście wszędzie, gdzie nie ma ludzi, jest pełno goblinoidów wszelkiego rodzaju. W Złych Ziemiach, Mrocznych Ziemiach, Górach Krańca Świata znajdują się liczne siedziby tych okrutnych, lubujących walkę stworzeń. W lasach Starego Świata głównie w Imperium, ale także w Bretonii, Kislevie, w Indu, dżunglach czy w lasach królestwa Druchii żyją liczne bandy bestii, które stale są zagrożeniem dla ludzkich osad. Droga do ludzkich królestw orientu jest szlakiem obfitującym we wszelkiego rodzaju niebezpieczeństwa. Na dalekim południu żyją liczne gady podległe Slannom – potężnym magom. Oczywiście ludzie nie są najliczniejszą żyjącą rasą na świecie, Skavenów jest o wiele więcej niż ludzi, jednak ciągłe walki między klanami, a także wojny, które toczą z wieloma rasami, utrudniają ich plan zawładnięcia całym terytorium. Pozwoliłem sobie wymienić jedynie najliczniejsze rasy. Nie wspominam ani o żadnej innej nacji, która po prostu nie jest w stanie równać się swoją populacją czy siłą z potęgą państw ludzi. I tak, lud Wysokich Elfów liczy sobie około siedmiu i pół miliona obywateli, w większości żyjących na wyspie Ulthuan, a także w różnych częściach świata. Leśne Elfy są odłamem tego ludu, żyjącym w Starym Świecie w liczbie nieco powyżej stu tysięcy istot. Wielu z nich mieszka w tajemniczym Lesie Loren. Populacja królestwa Naggaroth liczy powyżej miliona elfów oraz dodatkowo licznych niewolników. Krasnoludy żyją wyłącznie w Starym Świecie, choć niegdyś mieli swe miasta także na dalekim południu. Nie są liczną rasą. Obecnie żyje około miliona członków tej dumnej rasy. Niemal co czwarty krasnolud mieszka wśród ludzi, głównie w Imperium. Prawdopodobnie Krasnoludów Chaosu jest o wiele mniej od ich prawych kuzynów z Gór Krańca Świata czy nawet z gór Norski. Hobgobliny, orki, bestie znacznie ustępują ludziom liczebnością, jaszczuroludzie są na pewno liczną rasą, jednak nie tak liczną jak ludzie.
Burza Chaosu
Wiosną roku 2521 K.I. armia Chaosu pod wodzą Surthy Lenka przeszła przez górskie przełęcze i ruszyła na południe. Doszło do bitwy pod Zhedevką, podczas której imperialne i kislevskie oddziały próbujące zatrzymać hordę Chaosu, zostały rozbite w niezupełnie jasnych okolicznościach. Znaczna część kislevskich sojuszników przeżyła bitwę, ocaleli dzięki temu, że cechowała ich mobilność. Imperium straciło kilkadziesiąt tysięcy żołnierzy i kilkadziesiąt dział. Horda Surthy Lenka ruszyła w stronę granic Kisleva z Ostlandem, paląc i mordując każdą osadę napotkaną po drodze. Kilkusetosobowe oddziały odrywały się od głównej hordy, by niszczyć mniejsze osiedla i oddziały idące do punktów zbornych. Nim caryca zorientowała się w sytuacji, armia Chaosu wkroczyła na leśne obszary wschodniego Imperium. Po drodze udało im się zniszczyć znaczną ilość osiedli, jednak większe skupiska ludności oraz zamki zostawiali w spokoju. Wielu żołnierzy Ostlandzkich poległo pod Zhedevką, tak więc Valmir von Raukov mógł polegać na mniejszej liczbie zaprawionych w walkach żołnierzy. Nowe oddziały były pośpiesznie tworzone na północy prowincji oraz w stolicy. Nikt nie wiedział jak liczna jest horda, w związku z czym opieszale gromadzono posiłki w sąsiednich prowincjach. Wolfenburg opierał się dzielnie, broniony przez mieszczan oraz elektorski garnizon, wspierany przez kilkanaście dział. Na nieszczęście obrońców magiczny rytuał rozbił miejskie mury, po czym tysiące grabieżców wtargnęło do miasta. Część mieszkańców uciekła na drugą stronę rzeki lub skryła się w kanałach, unikając rzezi. Armie Ostlandu z północy były zaledwie o kilka dni marszu od stolicy, gdy ta upadła, natomiast oddziały Kisleva dopiero gromadziły się na Wiecu Gospodara. Surthy Lenk ruszył na zachód, gdzie napotkał armię elektora Hochlandu, liczącą niemal dwadzieścia tysięcy żołnierzy, ochotników oraz najemników, wspieranych przez nieliczne rycerstwo zakonne oraz kilkadziesiąt dział. Dzięki magii oraz podstępowi oddziały te zostały rozbite, jednak wódz Chaosu nie zarządził pościgu za rozbitymi oddziałami Hochlandczyków. Zadowolił się jedynie jeńcami, po czym ruszył w drogę powrotną na Pustkowia Chaosu. Wraz z taborem i licznymi jeńcami armia grabieżców powoli sunęła przez stepy Kisleva, nie napotykając oporu, a wszelkie Kislevskie osady oraz oddziały, jakie mijała, były uprzednio ostrzeżone i gotowe do opuszczenia. Oddziały z Middenlandu, Nordlandu, Ostlandu, Ostermarku i Talabeclandu połączyły się z siłami carycy Katarzyny i czekały na wroga powracającego pod Mazhorod przeprawą na rzece Lynks. Królowej Lodu nie udało się zgromadzić wszystkich wojowników, toteż połączone armie liczyły wyłącznie sto tysięcy zbrojnych. W trakcie przeprawy na armię Surthy Lenka spadły pociski artyleryjskie, po czym kawaleria, a za nią piechota, runęły na rozciągniętą w długą kolumnę armię. Gdzieniegdzie grabieżcom udało się wyrwać z okrążenia, jednak ogół, liczący kilkadziesiąt tysięcy, został bez litości wyrżnięty przy niewielkich stratach własnych. Upojeni zwycięstwem nad Hordą Stulecia, jak nazwali rozbitą armię, wrócili w chwale do domów, jednak prawdziwy koszmar miał dopiero nadejść.
Na wiosnę roku 2522 K.I. Chaos znowu ruszył na Stary Świat. Horda Archaona podzielona na dwie armie uderzyła na Kislev, niszcząc po drodze wiele miast, stanic i wiosek. Kislevskie oddziały próbowały się zebrać w punktach zbornych w pułki i armie, jednak wiele z nich miało problemy z szybkim dotarciem do wyznaczonych miejsc z powodu częstych starć z najeźdźcami, którzy wędrowali po całym północnym obszarze kraju. Na południu niewielu wierzyło, że nastąpił atak większy od poprzedniego. Kislevczycy zaczęli gromadzić swoje oddziały w punktach zbornych, jednak wiele osiedli nie mogło wysłać swych oddziałów, gdyż były potrzebne do ich obrony. Północne oraz wschodnie obszary Kisleva nie wysłały wielu ze swych zahartowanych w bojach jeźdźców, bowiem horda przyszła na te obszary, pustosząc je strasznie. Tylko w kilku miejscach udało się zgromadzić pułki, które wyrżnęły oddziały hordy podczas ich morderczego rajdu. Obrońcy zamknięci za murami walczyli do ostatniego, ludność mniejszych, nieobronnych osiedli zazwyczaj chroniła się w okolicznych miastach i stanicach. Praag zostało oblężone, a horda rozlała się po okolicznych obszarach, niszcząc wiele osiedli. Mieszkańcy Bolgasgradu także stawili dzielny opór oblegającym miasto grabieżcom. Większość kislevskich osiedli położonych na północny zachód od rzeki Mniejszy Tobol została zrównana z ziemią. Tylko nieliczne osiedla cudem przetrwały. Zniszczeniu uległ także Erengrad, kislevskie okno na świat – jak mawiają miejscowi. Imperator Karl Franz w porę zwołał Konklawe Światła, na którym odnowiono dawne sojusze oraz zawarto nowe. Nadzieją obrońców napełniła decyzja bretońskiego króla Louena Lencouera o konieczności wsparcia sąsiada w potrzebie. Do tego czasu zginęło wiele niewinnych istnień, a horda dotarła do Ostlandu i Lasu Cieni, gdzie jej wysiłki wsparły liczne bandy bestii, żyjące tu od tysiącleci. Valmir von Raukov nauczony poprzednim doświadczeniem zmobilizował wszystkie rezerwy. Z niezagrożonej północy ściągnął swe armie, wysłał prośby o pomoc do sąsiadów, zaprzyjaźnionych zakonów rycerskich oraz na dwór Imperialny. Odbudowywany po wydarzeniach z roku poprzedniego Wolfenburg, dostał nowe fortyfikacje na przedpolu w postaci wałów ziemnych, a ludność miasta wspierana przez licznych uciekinierów, została niemal w całości powołana do służby wojskowej i uzbrojona w każdą dostępną w miejskich arsenałach broń. Kolejne miasta oraz zamki, które akurat znalazły się na drodze Archaona, padały łupem jego armii. Krwawe walki toczono wszędzie, zanosząc modły do Sigmara, aby pomoc nadeszła w porę. Ostlandczycy walczyli z determinacją, broniąc każdej piędzi ziemi. Przemarsze ich oddziałów utrudniały funkcjonowanie bandy bestii. Nie brakowało też zdrajców, lecz ogół ludzi pozostał wierny swym bogom i Imperatorowi. Tylko dzięki uporowi mieszkańców Ostlandu pozostałe prowincje zdołały zgromadzić i wysłać swoje armie na północ. Mniej więcej w tym czasie horda przełamała większy zorganizowany opór i uderzyła na Hochland oraz na południe Nordlandu. Zginęła niemal połowa poddanych księcia Valmira von Raukova oraz wiele istnień oddających cześć Chaosowi. Hochlandczycy widząc, co się stało, na ogół porzucali osady i kryli się w zamkach, lasach oraz bronili miast. Wiele z tych ostatnich zostało zniszczonych. Spośród największych osiedli ocalał tylko Bergsburg oraz Tusenhof, pozostałe zostały zdobyte, a ich ludność wyrżnięta lub uprowadzona w niewolę. Armie Chaosu dotarły pod Middenheim i rozpoczęły oblężenie. Obszar dookoła miasta został spustoszony, miasto bronione przez liczny garnizon wojsk Middenlandu, Nordlandu, a także niedobitki armii Hochlandu i Ostlandu stawiało dzielnie opór, aż do przybycia głównych sił Armii Imperialnej, wspieranej przez bretońskie rycerstwo oraz żądnych zemsty Kislevczyków. Oprócz kilkuset tysięcy ludzi po stronie obrońców znalazły się także oddziały elfów z Lasu Laurelorn oraz krasnoludy, a także mistrz magii Teclis. Mimo wszelkich potworności, smoków, smoczych ogrów, bestii działających na tyłach demonicznych dział i demonów armii Chaosu nie udało się wedrzeć do miasta. Doszło do setek mniejszych i większych starć. Dzięki pomocy magii, techniki oraz męstwa armie Starego Świata zatriumfowały, rozbijając, a następnie ścigając cofające się armie Chaosu.
Świat po wojnie z Chaosem
Mimo że główna armia Chaosu została pokonana, a inna, która miała uderzyć na Imperium od wschodu, zniknęła w tajemniczych okolicznościach w Sylvanii, Archaon żyje i nadal stanowi zagrożenie dla pokoju w Starym Świecie. Straty są trudne do oszacowania. Pola zostały zniszczone i wielu ludzi może umrzeć z głodu i chorób w ciągu najbliższych miesięcy. Olbrzymie straty poniósł Ostland, zginęło także wielu mieszkańców Kisleva. Jedynie tereny południowe nie poniosły prawie w ogóle strat. Spore straty poniósł także Hochland i Middenland, w tym ostatnim hordy bestii wymordowały niejedno osiedle, nim same zostały wycięte przez sojusznicze oddziały. Z powodu ataków bestii nieznacznie ucierpiały także takie prowincje jak, Nordland, Ostermak i Talabecland. Jednak straty są nieporównywalnie małe w porównaniu do Ostlandu czy nawet Hochlandu. Zginęło bardzo wielu ludzi, ale ten sam los spotkał także wiele bestii. W walce pod Middenheim zginęło bardzo wielu żołnierzy, ale także straty wśród najeźdźców były olbrzymie. Wielkie stosy trupów długo płonęły pod zwycięskim miastem. W walce padło kilka smoków Chaosu, wiele innych bestii uciekło w górskie groty, wszystkie demony zostały odesłane do swych domen, czy to dzięki białej magii, czy też świętemu orężowi. W ciągu dwóch lat wojny zginęło około trzech milionów mieszkańców Imperium i Kisleva wraz z pewną liczbą Bretończyków i najemników z Tilei. Straty wśród nieludzi są znacznie mniejsze, jednak ludy te są mniej liczne od ludzi, tak więc nawet małe straty w ich przypadku mogą być znaczące. Prawdopodobnie w celu ponownego podniesienia Ostlandu, Hochlandu oraz wschodniego Middenlandu lokalni władcy zrezygnują na wiele lat z pobierania wysokich podatków od nowoprzybyłych osadników. Tak czy inaczej, życie na wschodzie Starego Świata będzie znacznie cięższe dla żyjących tam ludzi. Wiele osiedli trzeba zbudować od nowa, miasta obwarować, odbudować, zasiać pola przed nadejściem zimy w nadziei, że na wiosnę uda się zebrać plony. Oczywiście głód i różne choroby także zbiorą śmiertelne żniwo. Nie jest pewne, czy ludzie sami nie wezmą się za łby. Osłabiony Hochland i Ostland mogą stać się łatwym łupem dla Nordlandu czy Talabeclandu, których władcy zawsze mieli ochotę na powiększenie swych terenów kosztem sąsiadów. Teraz nadarzyła się ku temu sposobność. Oczywiście dużo będzie zależało od sąsiadów, zwłaszcza Reiklandu i Middenlandu, a także wrogiego Talabeclandowi Stirlandu, który zawsze wspierał wrogów jego nieprzyjaciela.
Autor: Mirosław Kuśnierz
Korekta: Katarzyna Toczek
źródło: tancreddebeauville.wordpress.com